Szczęście Robba Starka w walce i miłości


rhona   rhona | 29-05-2012, 21:45:20


Szczęście Robba Starka w walce i miłości

Robb Stark miał szczęście na polu bitwy, a teraz szczęści mu się też w miłości.

W niedawnym odcinku „Game of Thrones”, Robb (Richard Madden) i uzdrowicielka Talisa Maegyr (Oona Chaplin) wreszcie dali upust impulsom i zdjęli z siebie nawzajem ubrania podczas wypełnionych pasją igraszek. Jednak, choć fani mogą radować się tym zespoleniem, w żaden sposób nie mogą tego odbierać jako przyszłości Króla na Północy, który ma przed sobą wojnę do wygrania i groźbę zaaranżowanego ślubu z jedną z córek Waldera Frey’a.

„Po raz pierwszy jego serce przytłaczająco pcha go na drogę, po której rozsądek zabrania stąpać” – powiedział Malden. – „Ma swoje obowiązki, odpowiedzialności i poślubi tamtą inną kobietę. Wie, że nie powinien robić tego, co właśnie zrobił, ale jego serce jest ściśnięte i nic na to nie może poradzić”.

Co jeszcze Madden powiedział o postaci, którą kreuje?

Dlaczego Robb zakochał się w Talisie? Co on w niej widzi?

Richard Madden: Ona niesie ze sobą świeżość. Jako jedyna nie traktuje go po królewsku, natomiast potrafi negować jego zachowania i pytać: „Dlaczego to robisz? Co zrobisz później?” To sprawia, że sam zadaje sobie pytania. Uwielbia w niej to, że wszelkie usprawiedliwienia są przez nią rozumiane, choć przecież pochodzi ze świata o tak odmiennym punkcie widzenia. Ona jest zupełnie wyalienowana. On nigdy nie spotkał kogoś, kto byłby tak otwarty, różniący się od innych i stawiających wyzwania. Ona traktuje go jak mężczyznę, jak człowieka.

Patrząc zatem z drugiej strony, dlaczego Talisa zakochała się w Robbie? Na początku nieźle uprzykrzała mu życie.

Madden: To prawda. Musiał bardzo ciężko pracować… Ona chyba zakochała się w nim właśnie dlatego, że jest takim, a nie innym człowiekiem – naturalnie dobrym i uczciwym, a także inteligentnym, troskliwym jako przywódca. Jego cechy sprawiają, że staje się dla niej atrakcyjny; w świecie pełnym oszustw i przemocy on jest uczciwy, działa na rzecz wyższego dobra, nie szukając zaszczytów i chwały. A to działa z korzyścią dla każdej osoby w królestwach.

Jak wspominasz pracę z Ooną Chaplin, grającą Talisę?

Madden: Fantastycznie. Wcześniej w ogóle jej nie znałem. Spotkaliśmy się tuż przed pierwszym czytaniem scenariusza i byłem niezmiernie szczęśliwy, że to właśnie ona została wybrana do tej roli przez producentów Davida Benioffa i Dana Weissa. To niesamowicie utalentowana aktorka, ale jest też naprawdę zabawną i kreatywną kobietą. Potrafi uczynić zabawę nawet z najbardziej uciążliwych scen.  To jest naprawdę ciężka praca, której podłoże nie pozostawia zbyt wiele miejsca na żarty, ale Oona wnosi w nią tchnienie prawdziwie dobrego życia. Wszyscy ją kochają. W scenach mamy bardzo dobre dialogi. Ona jest dla mnie czymś w rodzaju środka uspokajającego.

Co jest największą siłą Robba, a co jego najsłabszą stroną?

Madden: W jego przypadku to oznacza to samo. Jego najmocniejszą stroną jest szczerość, a także serce i pasja. To wyrasta z surowego, emocjonalnie uzasadnionego gruntu. Przekształca się jednak, niestety, w jego słabość, bo czasem to przytłacza procesy podejmowania przez niego decyzji. Czuł na sobie wielką presję. Podjął rzuconą mu przez los rękawicę, ale podejmowanie decyzji, zwłaszcza niepopularnych, sprawia mu wiele trudności. Chciałby bowiem uszczęśliwić każdego, a to jest niemożliwe.

Czy ojciec Ned wywiera wciąż na niego jakiś wpływ?

Madden: Całkowicie. W drugim sezonie, na długo przed podjęciem właściwej decyzji, zastanawiał się, co w takiej sytuacji zrobiłby jego ojciec? Jest więcej takich momentów. W efekcie dochodzi do wniosku, że na tym świecie dobry człowiek musi cierpieć, jeśli chce być dobrym i uczciwym.

Jak wygląda jego relacja z matką Catelyn (Michelle Fairley) po objęciu przez niego pozycji lidera?

Madden: To się zmienia wraz z upływem sezonu. Oboje są popychani z różnych stron. Zaczęliśmy tę wojnę, aby zemścić się za śmierć ojca i zapewnić bezpieczeństwo moim braciom i siostrom. Catelyn wciąż utrzymuje te same priorytety, ale Robb teraz przewodzi dwudziestu tysiącom ludzi, ich żonom, matkom, dzieciom i musi się o nich troszczyć tak samo, jak o swoją rodzinę. W tym punkcie zaczynają się między nimi konflikty.

Czy poza planem istnieje jakaś zabawna rywalizacja między tobą a Kitem Haringtonem, polegająca na drażnieniu się z nim: ja jestem dzieckiem legalnego związku, a ty bękartem?

Madden: Raczej nie, ale, owszem, nazywamy go bękartem cały czas. Niestety, nie spędzamy razem zbyt wiele czasu na planie, ponieważ nasze postaci są teraz bardzo oddalone od siebie. Tak to działa podczas kręcenia; jesteśmy po prostu rozdzieleni.

On był na Islandii; ty kręciłeś w Belfaście z mnóstwem innych członków obsady. Z kim spędzałeś najwięcej czasu?

Madden: Najwięcej czasu spędzałem z Michelle Fairley, która w serialu jest dla mnie osobą numer jeden. Szanujemy się jako aktorzy, ale mamy również dla siebie wzajemnie wiele zaufania, co sprawia, że możemy wymieniać swobodnie uwagi i angażować się w sposób niezbyt częsty u aktorów, zwłaszcza, kiedy niezbyt wiele razem pracują. Mamy z Michelle tę nić porozumienia, która sprawia, że po znalezieniu się na planie szybko orientujemy się we wszystkim, pomagając sobie wzajemnie.

Wyobrażam sobie, że w wolnym czasie sporo wypijacie poza planem…

Madden: Tak, sporo. Lubimy piwo. Jest zimno, czyż nie? I długie dnie. Mnóstwo czasu spędzamy rozmawiając o serialu i zawiązując znajomości, także poza planem. To czyni dzień długim. A później, wieczorem, możemy napić się w barze i porozmawiać zarówno o dniu minionym, jak i o tym, który nadejdzie.

Masz na sobie sporo warstw kostiumu. Czy jest coś w twojej garderobie, co najbardziej lubisz bądź szczególnie nie znosisz?

Madden: Futro, zbroja, skóra i znów futro, zbroja… Kiedy pierwszy raz to ubrałem, pomyślałem: „Ten kostium jest niesamowity!” Ale pięćdziesiąt poranków później, o czwartej, kiedy nie możesz sam się ubrać, dochodzisz do wniosku, że: „Ten kostium jest do bani!”. Jednak bez tego portret Robba nie byłby taki sam. Kostium zmienia sposób chodzenia, oddychania i trzymania postawy. Wszystko jest ciężkie i sporo przy tym pracy, ale właściwie to pomaga mi lepiej oddać całą postać Robba. Nie mógłby w tym płaszczu poruszać się zwyczajnie, więc dzięki kostiumowi mogę bardziej realnie wcielać się w niego, począwszy od głosu, a skończywszy na całej postawie.

Co robiłeś przed przyjazdem do Los Angeles?

Madden: Byłem na objazdowej prasówce, podczas której odwiedziłem Nowy Jork, Meksyk, Rio i Miami. Później przyjechałem do L.A. na kolejnych siedem dni. Byłem już tutaj, ale bardzo krótko, nie miałem więc okazji zbyt wiele zobaczyć. Wciąż jeszcze nie byłem na plaży, więc tym razem mam zamiar to zrobić, tym bardziej, że pogoda temu bardzo sprzyja.

Jesteś ze Szkocji, więc pewnie nie masz zbyt wiele okazji przebywania na słońcu. W dużej mierze używasz go, będąc tutaj?

Madden: Olejek z filtrem 50, używam go cały czas. Kapelusza też, oczywiście. Jednak nawet z takim zabezpieczeniem nie mogę spędzić w pełnym słońcu więcej, niż 30 minut na dzień. Rozdzielam to sobie na okresy pięciominutowe. W miarę postępowania opalenizny przybywa mi też jednak piegów, co sprawia, że znów robi mi się trochę smutno.

Znalazłeś trochę czasu na zabawę podczas pobytu w Nowym Jorku?

Madden: Jak najbardziej. Wreszcie go poczułem. Musiałem pójść, gdzie się dało i z tego punktu widzenia Nowy Jork jest fantastyczny. W L.A. jest trudniej to robić, bo dziwnie się na ciebie patrzą, kiedy idziesz pieszo.

Co najbardziej lubisz jeść tutaj?

Madden: Pizzę. Najlepsza jest w Nowym Jorku! Nigdy nie widziałem tak cienkiego ciasta. Lubię kurczaka z małymi pomidorkami i Pesto. A czasem, jeśli można to dostać, z kroplą oleju truflowego. Niebo w gębie.



Kategorie: Wywiady Telewizja 
Seriale: Gra o tron 

Zobacz również: