Recenzja finału sezonu "Outlander": Prawdziwe oblicze potwora


madlene23   madlene23 | 06-06-2015, 18:00:07


Recenzja finału sezonu

Ostatni odcinek pierwszego sezonu "Outlandera" to emocjonalny rollercoaster  mieszanina wątków i scen budzących podziw i odrazę, ale przede wszystkim świetny finał równie dobrego sezonu.


Jeśli przed odcinkiem finałowym ktokolwiek jeszcze myślał, że "Outlander" to przyjemny serialik kostiumowy i romansidło dla gospodyń domowych, po spędzeniu ostatniej godziny w malowniczej Szkocji z pewnością zmienił zdanie.

Serial ten niejednokrotnie przekraczał granice – o ilości nagich czy brutalnych scen nie będę tu nawet pisać. Gdy jednak kilka odcinków wstecz pokazano w pełnej krasie męskie przyrodzenie, a właściwie brak erekcji podczas sceny usiłowania gwałtu, wiadomo było, że wydarzyło się coś ważnego, coś co zmienia obliczę tego serialu. I tak właśnie było, co można zaobserwować w „To Ransom a Man’s Soul”.

W mieszaninie wątków, postaci i problemów tylko jedna kwestia była ważna – człowiek, a tak właściwie, jak wiele trzeba, by kogoś tak silnego, tak odważnego i niezłomnego jak Jamie złamać. Jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek, by dopiąć swego i gdzie leży granica, po przekroczeniu której nie ma już odwrotu?

Ktoś mógłby powiedzieć, że scena gwałtu była niepotrzebna. Że Jamie przeżył już zbyt wiele, że to za duże okrucieństwo. Ja jednak uważam, że to było jak najbardziej na miejscu.

Owszem, oglądało się to koszmarnie. Było to nie tylko brutalne, lecz wręcz nieludzkie. Jednak dobitnie pokazywało, że życie to nie bajka, a ludzie potrafią być prawdziwymi potworami.

Co więcej, odcinek ten pozwolił w pełni docenić kunszt aktorski obsady. Tobiaz Menzis wydobywa z Czarnego Jacka wszystko co najgorsze – okrucieństwo, nienawiść, sadyzm. Z drugiej strony potrafi przekazać też, że jego bohater cierpi. Cierpi z pogardy do samego siebie z powodu tego jakim jest, cierpi też z miłości, choć to co odczuwa to jej bardzo pokręcona i mroczna strona. Jednak nie można mu odmówić jednego – kapitan Randall to bohater pełnowymiarowy, pełen targających nim sprzeczności, co bardzo rzadko można zaobserwować wśród płaskich i nudnych czarnych bohaterów innych seriali.

Nie można też zapominać o parze głównych bohaterów. Sam Heughan i Caitriona Balfe to idealny ekranowy duet. Chemia między nimi jest tak zadziwiająca, że wierzę w każde słowo, które pada z ich ust, każdy gest. Scena,  w której małżeństwo walczy ze sobą jest tak autentyczna, tak przepełniona emocjami, że nie da się jej od tak wyrzucić z głowy.

Scena końcowa, o ile różniła się bardzo od wcześniejszych mrocznych odcinków, była idealnym zwieńczeniem sezonu – pozwalała uspokoić emocje i dała nadzieję na równie ciekawą kontynuację.

I pomimo że odcinek był mroczny i wykańczający emocjonalnie, to zdecydowanie nadawał się na finał sezonu i wspaniale pokazał, że "Outlander" to coś więcej niż tylko kolejny nieciekawy i nudny serial – to serial, który zmienia oblicze współczesnej telewizji.

Oby scenarzyści pisząc kolejne sezony szli w tym samym kierunku, dając nam nie tylko świetną rozrywkę, ale również prawdziwe emocje.



Kategorie: Spoilery Recenzje Streszczenia odcinków Telewizja Finały 
Seriale: Outlander 

Zobacz również: