Monika
| 20-10-2014, 23:57:24
Co stało się dość jasne w drugim odcinku serialu stacji CW „The Flash” to to, że podczas gdy Oliver Queen jest dorosłym mężczyzną, który dowodzi, Barry Allen jest, porównując, dzieciakiem – takim, który ma dookoła siebie mądrych dorosłych. I to to, co powiedzieli ci dorośli, jak mu doradzili, pomogło nakierować odpowiednio podróż „czerwonej smugi”.
Zderzenie ideologii Joe Westa, detektywa policji Central City, który wychował Barry'ego w taki stopniu, że swobodnie nazywa go swoim „dzieciakiem” i dr Harrisona Wellsa, genialnego naukowca, który chętnie bada potencjał Flasha, wysunęło się na pierwszy pan w tym tygodniu. Joe martwi się, że chociaż Barry jest w stanie przebiec milę w trzy sekundy, nie jest wojownikiem pasującym do pola bitwy. Wells i drużyna S.T.A.R. Labs tymczasem, chcą pozwolić Barry'emy gonić innych metaludzi, ale chcą narysować granicę na ratowanie kotków z drzew.
Ale dla ich zbiorowego geniuszu, West ostrzega trio S.T.A.R. Labs „Nie wiecie czego nie wiecie”. I to zabiło dobre intencje Barry'ego.
Ten odcinek był również o tym, czego Barry nie wie o tym małym detalu jak walka z przestępczością na superszybkości. Po pierwsze, on wciąż mija odpowiednie miejsce. Czasem wybiega w takim pośpiechu, że zapomina wziąć ubrań na zmianę. I potrzebuje dodatkowych ilości paliwa, żeby zasilić jego nowy metabolizm, więc starajcie się mu nie zazdrościć, kiedy zasiada do zjedzenia 850 taco na dzień.
Kolejną różnicą między Flashem a Strzałą (i „The Flash” i „Arrow”) jest to, że Barry jak wiemy od premiery, ma sporo zabawy. Patrząc jak zmienia swoją rękę w prowizoryczną wirówkę, czy jak „zatrzymuje czas”, żeby powiedzieć Iris wszystkie te rzeczy, które chciałby, ale nie może. (Teraz dodatkowo do tego niepokoju Iris dostaje bzika na punkcie „czerwonej smugi”, która robi wielkie rzeczy dla całego miasta. Sorry, Eddie – ktoś tu się podkochuje w podejrzanym.)
Czarne charaktery do tej pory, niestety, nie wydają się wykazywać tyle radości. W poprzednim tygodniu mieliśmy „czarodzieja pogody” z trwałym-szyderstwem. Tym razem był „Multiplex”, który zostawiał zadowolony uśmiech na każdej swojej kopii. Ale to prawdopodobnie mądre, żeby zacząć serial od jednorazowych, niezapadających w pamięć intrygantów, dając Barry'emu szansę na udoskonalenie swojej gry w czasie na fajniejszych przestępców, jak kapitan Cold.
Och, teraz uwielbiam kapitana Colda jako dziecko.
Godzina zakończyła się dziko inną sceną – po pierwsze, z Joe uznającym, że partnerstwo Barry'ego z Wellsem i spółką to jedyny sposób, żeby Central City przetrwało tych metaludzi i wtedy obiecuje osobiście Barry'emu „Odkryjemy [mordercę twojej matki] razem”. Potem widzimy Wellsa odwiedzającego Simona Stagga, którego głowa jest pełna pomysłów jak złapać tego „człowieka w czerwonej masce” i przedefiniować „co to znaczy być człowiekiem”. I w tej scenie Wells wbija sztylet w swojego rówieśnika, wyjaśniając, że Flash – jak ten szybki człowiek będzie znany któregoś dnia, mówi - „musi być bezpieczny”.
Co sądzicie o drugim odcinku „The Flash”?