Monika
| 22-06-2014, 12:47:18
Po pierwszym odcinku „Chasing Life” byłam naprawdę zaintrygowana. Za serial wzięłam się z nudów – trwa wakacyjna przerwa w serialach, które śledzę, a coś oglądać trzeba. I trzeba przyznać, że wciągnął mnie od pierwszych minut.
„Chasing Life” opowiada o młodej kobiecie, właściwie na początku swojego dorosłego życia, która dowiaduje się, że ma białaczkę. Brzmi jak wyciskacz łez? Spokojnie, w serialu znakomicie zachowana jest równowaga między powagą i śmiechem.
Główna bohaterka, April grana przez Italię Ricci (wam też tak bardzo przypomina Rose Byrne?!) mieszka w domu wraz z młodszą siostrą, mamą i babcią, ponieważ jak sama mówi, nie stać jej na własne mieszkanie. April jest tuż po studiach i odbywa staż w poczytnej gazecie, próbując się przebić jako dziennikarka.
Nie da się jej nie lubić. Już od pierwszych minut kradnie nasze serca, kiedy za wszelką cenę próbuje przeprowadzić wywiad ze znanym sportowcem, nawet jeśli musi oddać krew, żeby do niego dotrzeć, czy poprosić o przysługę nielubianego wujka. Atrakcyjna, przebojowa, pewna siebie i wygadana. Wie, czego chce i robi wszystko, żeby to osiągnąć (ale bez podkładania świń i trupów na swojej drodze – przynajmniej na razie).
Właściwie wszystko jej się układa. Po pierwsze dzięki wywiadowi, który ostatecznie udało jej się przeprowadzić, dostaje poważne zlecenie w pracy. A praca to jej życie. Warto tu napomknąć o jej koledze stażyście, Dannym, który jest trochę jak klasowy błazen i zawsze można na niego liczyć, jeśli jest coś czego nie powinno się powiedzieć.
Po drugie facet, z którym od jakiegoś czasu nasza bohaterka flirtuje, w końcu zaprasza ją na randkę. Ich wyjście jest naprawdę udane. Podoba mi się chemia między nimi, szybka wymiana zdań i delikatny flirt. Widać, że dobrze się rozumieją. Jedyny zgrzyt, to fakt, że twórcy zdecydowali się popełnić komunał – Dominic coś podsłuchuje, wyciąga złe wnioski i obraża się na April. Na szczęście dla bohaterów i dla widzów (nie lubię takich tanich zagrań) nieporozumienie udaje się szybko wyjaśnić.
Po trzecie rodzina April wreszcie powoli dochodzi do siebie po stracie ojca. Matka zaczyna się umawiać na randki, do siostry zdaje się powoli docierać, że ścieżka, którą idzie, to nie jest dobry kierunek, a babka, no cóż, gra w bingo online.
I w takim właśnie momencie April dowiaduje się, że ma białaczkę. Nowinę przynosi jej nie kto inny, ale właśnie nielubiany wujek. Sytuacja o tyle trudna, że ten właśnie wujek prowadził samochód kiedy zdarzył się wypadek, w którym zginął ojciec bohaterki.
April musi stawić czoła sytuacji, z którą ciężko zmierzyć się samemu, ale równie ciężko jest podzielić się tym z rodziną, która dopiero co odzyskała równowagę. Albo z chłopakiem, z którym niedawno zaczęło się spotykać. Jedyną osobą, której może się zwierzyć jest więc jej najlepsza przyjaciółka, Beth, bo jak mówi April „ty jedna jesteś w stanie to udźwignąć”.
To, że April wciąż nie podzieliła się nowinami z rodziną oraz fakt, że nowe zadanie w pracy wymaga od niej mnóstwo czasu i uwagi powoduje, że bohaterka odwleka wizytę u lekarza. Czy tylko ja mam ochotę potrząsnąć nią i krzyknąć „dziewczyno, zacznij leczenie!”? Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach w końcu potraktuje swoją chorobę poważniej (ale nie, że przyczyni się do tego jakiś dramat!).
Nowy serial zapowiada się naprawdę obiecująco. Główny wątek jest wart uwagi, ale również te poboczne ciekawie się rozwijają (szczególnie ten z domniemaną przyrodnią siostrą). Nie pamiętam serialu, który próbowałby opowiadać o walce z chorobą w sposób, który nie będzie zbyt patetyczny, ani ciężki dla przeciętnego widza.
Za nami dopiero 2 odcinki i szczerze mówiąc nie mogę się doczekać kolejnych. A czy wy śledzicie poczynania April?