Arek Tobiasz
| 21-03-2014, 20:36:56
Poniedziałkowy odcinek "The Following" zrobił to na co wielu fanów miało nadzieję, ale tylko kilku myślało, że to w ogóle możliwe: Sprowadził Claire z martwych, uważaną za zmarłą byłą żonę Joe, którą gra Natalie Zea.
Ci, którzy oglądali pierwszy sezon pamiętają, że Claire uciekła ze śmiertelnego starcia z jej morderczym byłym mężem, aby tylko zostać dźgnięta przez jedną z jego sługusek w mieszkaniu Ryana Hardy'ego na Brooklynie. W premierze tego sezonu, Ryan płaczliwie pytał Mike'a czy Claire - jego prawdziwa miłość - przeżyła atak... i Mike smutnie potrząsnął głową na "nie".
Dramat Fox zachował wielkie objawienie do ostatnich kilku minut odcinka, kiedy Mike wziął przerwę od Hardych i został zawieziony przez agentów FBI do oddalonego hotelu. Będąc tam, spotkał tak bardzo utęsknioną profesor Matthews, która teraz ma na sobie krótsze, ciemniejsze włosy.
"Witaj, Mike" - powiedziała, a potem ekran zrobił się czarny.
To wielce prawdopodobne ponowne pojawienie się Claire jest związane z telewizyjnym ujawnieniem, że Joe Carroll, w rzeczywistości, "jest bardzo żywy" i nastawiony na panowanie społeczne. Z wydarzeń odcinka, wydaje się, że zamierza rozpocząć od członków kultu Micah, którzy zaczęli podążać za "prorokiem Joe" po tym jak zabija ich szalonego przywódcę i żonę, Julię.
Gdzie indziej w odcinku: Emma i dwoje członków sekty o imieniu Robert i Lance zaatakowali pisarkę Carrie Cooke na jednej z imprez, gdzie podpisywała książki, dawna analityk FBI/obecna wyznawczyni Jan zabiła siebie po tym jak dźgnęła Mendez, Max przypadkowo wydziała Westona w pełnej okazałości, a Ryan i Carrie się pocałowali.
Czy czułeś, że Claire wcale nie zginęła? Czy pojawienie Zei cię zaskoczyło? Napisz w komentarzu swoje myśli.