Arek Tobiasz
| 19-03-2014, 02:27:39
Mary Steenburgen rozpoczyna swoją rolę w "Justified" we wtorek jako Katherine Hale, wdowa po przestępczym bossie dla którego Wynn Duffy (Jere Burns) pracował - nie Theo Tonin - i kobietę, której zdanie Duffy bardzo ceni.
Chociaż była poza biznesem od pewnego czasu, Katherine pozostaje, jak mówi producent wykonawczy Graham Yost, "tak słodka jak koktajl z mięty i tak śmiertelna jak mokasyn miedziogłowiec". Steenburgen wtóruje temu. "postać jest bardzo w stylu Elmore'a Leonarda w tym, że jest pełna niespodzianej i naprawdę nigdy nie odwrócisz się od niej" - mówi. Jak szybko zobaczymy jej uderzenie? "Możesz zobaczyć część tego szybciej niż myślisz" - odpowiada nieśmiało. A jeśli nie, jest zawsze kolejny rok. Pozostanie w pobliżu do finałowego sezonu serialu: "To gdzie zmierza w kolejnym sezonie jest powodem dla którego chciałem, aby dołączyła nie tylko na kilka odcinków. To naprawdę fascynująca podróż" - mówi. "To krystalizuje się trochę w ostatnim odcinku tego sezonu, a potem to naprawdę fajne, co zaplanowali".
Jej pierwsza scena (na zdjęciu) jest z Burnsem, którego poznała, kiedy występował w komedii ABC "Help Me Help You" (w latach 2006-2007) z jej mężem, Tedem Dansonem. Tak, cieszyła się oglądaniem jego tak bardzo jak my: "Postacie [w Justified] są czujne cały czas. Każdy w każdej chwili może zrobić coś niewiarygodnie brutalnego sobie wzajemnie. To świat tego serialu. Nie ma zwykłego ostrzeżenia, że coś okropnego się wydarzy. To jakby przychodzi znikąd" - mówi ze śmiechem - "a więc jako aktor, część pracy jest to, aby być bardzo uważnym wobec siebie. Oglądasz. A oglądanie Jerego Burnsa to radość. To tak ciekawa, dziwna postać, którą stworzył". (Aktorka również cieszy się oglądaniem Waltona Gogginsa, z którym dzieliła sceny. Ma nadzieję pracować z Timothym Olyphantem po raz pierwszy w siódmym sezonie).
Chociaż Steenburgen przyznaje, że nie oglądała serialu zanim została jej zaproponowana rola, powiedziała, że nadrabia zaległości. "Nie wierzę, że to przegapiłam, i jestem zła na siebie, ale to zabawne nadganiać to, co robię powoli" - mówi. Już rozumie jak oddani są fani serialu. "Miałam ludzi, którzy zatrzymywali mnie na lotnisku, co mnie zaskoczyło, ponieważ nie pojawiłam się nawet jeszcze na ekranie. Możesz zobaczyć, że są bardzo zaangażowani w serial" - mówi. "I jestem zaskoczona jak wiele z nich to kobiety. Jakoś pomyślałam: 'Och, to serial dla facetów', a faceci z pewnością wydają się kochać ten serial. Ale postacie są tak bogate i tak niezwykłe. Elmorowi Leonardowi udało się pisać o bardzo mrocznych rzeczach, ale z tego rodzaju bardzo cudownie wyrafinowanym poczuciem humoru, a myślę, że to właśnie przyciąga ludzi. To mnie przyciągnęło. To czuje się jak innego rodzaju komedia niż te, które kiedykolwiek zrobiłam. Nie wiem nawet czy możesz jednoznacznie powiedzieć czym to jest, ale to ma wydźwięk czarnej komedii w sobie".
Oprócz miłości do serialu, Steenburgen odkryła, że uwielbia sposób w jaki scenarzyści i obsada pracują. W czasie jej pierwszego dnia na planie, to scen z Burnsem była przerabiana. "Wszystko się zatrzymało i wszyscy udaliśmy się do pokoju, w tym jak sama, i wszyscy pracowaliśmy nad tą sceną. To było moje wprowadzenie, które już słyszałam o tym serialu, gdzie tutaj jest bardzo dużo współpracy... Jest poczucie: 'O mój boże, to jest wielkie. Jak możemy zrobić to jeszcze lepiej?'" - mówi. "Jest sens życia przy tym serialu. Znam aktorów, którzy nie lubią tego rodzaju rzeczy, ponieważ to sprawia, że czują się niepewnie: Chcą nauczyć się ich kwestii, przejść przez to i wiedzieć dokładnie co się wydarzy i nie mieć po drodze żadnych niespodzianek. Zaczęłam od komediowych improwizacji, a potem robiła rzeczy jak '30 Rock' czy 'Step Brothers' czy Curb Your Enthusiasm', co było całe improwizowane, jest niebezpieczeństwo, które pojawia się z podjęciem czegoś takiego i nie oczekiwaniem, że to będzie ustalone na stałe, ale raczej chodzi o ciągłe szukanie sposobów, aby to mogło oddychać. To jak chodzenie po dzikiem stronie, ale to miłe miejsce na spacer. Chcesz tam być. Uwielbiam to w nich".
"Jest ta miłość i szacunek dla tego procesu, a także prawdziwe poczucie uczczenia Elmore'a Leonarda. Jest ten rodzaj wspólnego celu, który czujesz, kiedy się tam pojawiasz" - mówi. "Jeśli byłbyś w biznesie tak długo jak ja, zawsze próbujesz pracować z najlepszymi scenarzystami. Czasami tak się dzieje, a czasami starasz się radzić z małymi problemami. To nie jest prawdziwe w tym przypadku. Naprawdę po prostu żyjesz świetnymi tekstami Elmore'a Leonarda i potem masz niesamowitych scenarzystów, którym pozwolił zabrać się za jego materiał. Czuję się szczęśliwa i zaszczycona, że jestem w tym serialu".