redakcja
| 28-02-2014, 18:08:22
2013 rok był przełomowym dla „Breaking Bad”. Uwielbiany przez krytyków dramat, który ma zachwyconą gorącą jeszcze wielką liczbę fanów, przeszedł na kolejny poziom wraz ze swoimi finałowymi ośmioma odcinkami, otrzymując rekordowe wyniki oglądalności w czasie zdominowania wiadomości na Twitterze i w kuluarach.
Zanim opadł kurz w Nowym Meksyku serial zgarnął też swoją pierwszą statuetkę Emmy za najlepszy serial dramatyczny. Z tych powodów i innych, „Breaking Bad”, został nazwany jednym z najlepszych seriali 2013 roku, podczas gdy odcinek piątego sezonu „Ozymandia”, znalazł się na szczycie listy najlepszych odcinków 2013. Twórca serialu Vince Gilligan rozmawiał z nami o swoim pamiętnym roku, finale „Breaking Bad”, planach zrobienia prequela „Better Call Sau”l, jego nachodzącym gościnnym występie w „Community”, i o osobie z którą chciałby pracować.
Spoglądając wstecz na 2013, co utkwiło ci jako najbardziej pamiętny dzień?
Robiliśmy zdjęcia w rezerwacie To’hajiilee, około 40 mil na zachód od Alburque. Dzień wcześniej skończyłem reżyserować finałowy odcinek, więc całkiem ostatni dzień zdjęciowy był sprzątaniem i [reżyser] Rian Johnson filmował zapowiedź [z retrospekcją] do trzeciego od końca odcinka „Ozymandias”. To byłby niesamowity dzień, gdyby nie fakt że był to ostatni dzień z 62 odcinków, plus sześciu lat nagrywania. Rian Johnson jest niesamowitym reżyserem i miał fantastyczny scenariusz napisany przez Moirę Walley Beckett, a tych dwoje doskonale wiedziało czego oczekiwali od dnia pracy, a dzięki temu ja się mogłem zrelaksować. Mogłem się szwendać dookoła z aparatem i robić zdjęcia. Jak widzieli fani „Breaking Bad”, To’hajiilee wygląda jak miniaturowe Monument Valley. Spędziłem dobry kawałek dnia wspinając się na piękne skalne formacje i robiąc im zdjęcia. To był naprawdę słodko gorzki dzień, ponieważ wszyscy wiedzieliśmy, że to koniec jakiejś ery dla nas… to zaskakujące, jak mało nagrywania ujęć widziałem tego dnia, ponieważ wiedziałem, że jest to w dobrych rękach. Ale gdy widziałem Bryana [Cranstona] i Aarona [Paula], to było bardzo dziwne doświadczenie, ponieważ przeszliśmy razem więcej niż sześć lat z tymi postaciami, a postacie ewoluowały tak bardzo i fizycznie wyglądały tak bardzo inaczej niż na początku. I robiliśmy zdjęcia w miejscu, w którym robiliśmy je sześć lat wcześniej w odcinku pilotowym, a nasze postacie zostały ucharakteryzowane, jakby cofnęły się do tamtego czasu. Czułem się jakbyśmy cofnęli się w czasie. To naprawdę było niesamowite doświadczenie dla nas i nie mogę przypomnieć sobie lepszego dnia w żadnym roku, bez wątpliwości, to był mój najbardziej wyjątkowy rok w życiu. Nie miałem lepszego roku niż 2013. Trzynastka jest moją nową szczęśliwą liczbą.
Co dla serialu oznaczało zdobycie Emmy? Czy był to kolejny punkt do wzmocnienia pozycji?
To było cudowne doświadczenie zdobycie Emmy. Ale ten rok był tak wspaniały a umocnienie serialu zyskało atencję, miłość fanów i zachwyt krytyków, którzy szczerze byli zawsze dla nas dobrzy, ale te wszystkie pozytywne uczucia wydawały się wzrastać w finałowym sezonie – to doświadczenie było tak wspaniałe, że Emmy okazała się idealną wisienką na torcie, ale Emmy i to co się z tym wiąże nie było wzmocnieniem. To było jak drugorzędne wzmocnienie, jeśli to ma sens. Byliśmy przeszczęśliwi wygrywając statuetkę, ale prawdziwe umocnienie przyszło wcześniej w tym roku i szczerze podzieliło wszystkie sześć lat, wszystkich dobrych ludzi, którzy utrzymywali nas na antenie, wszystkich krytyków i wszystkich fanów.
Co zaskoczyło cię w reakcji na finał, która była pozytywna, czy była to ulubiona przez fanów teoria czy to, że Walt rzeczywiście umarł na początku odcinka?
Po pierwsze, nawet nie mogę ci powiedzieć, jak wielki, głęboki wydech ulgi wydałem z siebie gdy pierwsze słowa zadowolenia padły na temat tego odcinka. Nie umiem powiedzieć ci jak wiele to dla mnie znaczyło. Jednakże, mówiąc to, gdy usłyszałem anegdotę, że wiele osób nie wierzyło, że wszystko to było snem, drapałem się w głowę, ponieważ dla mnie jako fana opowiadania historii, dla mnie, to jest antyteza satysfakcjonującego zakończenia. Wszystko było snem? [Śmiech] Jedyny czas, że „wszystko było snem” nawet dobrze to było gdy pierwszy raz to zostało użyte. Pierwszy raz, o którym wiem, było w starej historii Ambrose Bierce, „An Occurrence at Owl Creek Bridge”. To zadziałało pięknie w tej krótkiej formie, 123 lata temu. To nie działa dobrze na nowoczesną publiczność. To dokładnie nie działa dobrze na mnie, że ludzie w których zainwestowałem całą moją uwagę i atencję przez lata, nic co dokonali nie wydaje się realne: to wszystko jakieś jaja – sen. [Śmiech] Pomyślałem: „Żartujesz sobie?” Kto by znalazł… jakie słowo?... spełnienie?
I możesz obalić ten argument wraz ze sceną obróbki drewna Jessego.
Dokładnie.
Jak byś podsumował to co chciałeś osiągnąć w finale?
Wyzwaniem było uczynić to „satysfakcjonującym”. To był jednowyrazowy cel, który scenarzyści i ja chcieliśmy zasadniczo osiągnąć przez większą część roku. Na początku starania się by stworzyć finałową historię, byliśmy pod wrażeniem tego, że usatysfakcjonowanie publiczności to jej zaskoczenie. A ostatecznie spadło na nas pewnego pięknego dnia, że klucz do usatysfakcjonowania publiczności nie leży w jej zaskoczeniu, nawet jeśli serial sam w sobie zawierał wiele zwrotów i zmian akcji i wątków, którymi obdarzał publiczność przez sześć lat i wiele niespodzianek, które miał w zanadrzu. Niemniej jednak, w konkretnym punkcie, wydawało się, że to jest moment, gdzie los i przeznaczenie przejęły kontrolę nad życiem Waltera White’a – wydaje się, że Walt prawdopodobnie nie przetrwa serialu. I w rzeczywistości, nie powinien, ponieważ w pierwszym odcinku padła obietnica, że będzie cierpiał. Mimo, że tak powiedziano pojawiła się mała niespodzianka podczas ostatniego odcinka, jak fakt, że nie cierpi na raka – coś co było jednak obiecywane przez cały czas – ale raczej zostanie postrzelony własną petardą. Jest siłą zniszczenia dla samego siebie, ale to w pewien sposób, mam nadzieję, satysfakcjonujące.
Czy jest coś, co nadal prześladuje cię w związku z serialem? Coś, co chciałbyś zrobić lub żałujesz, że nie zrobiłeś?
Szczęśliwie, nie bardzo. Chciałbym by zęby Jessiego były trochę bardziej realistyczne, trochę bardziej niechlujne. Aaron Paul ma idealne zęby, a Jesse Pinkman, z drugiej strony pali bardzo dużo, a dym niszczy zęby. A ponadto ten biedny dzieciak był pobity dwa czy trzy razy w sezonie, a jego zęby nadal były idealne. Więc, gdybyśmy mogli im coś zrobić… ale z drugiej strony, Aaron jest tak przystojnym facetem, że to mogło być trochę poetyckie, że jego zęby nadal wyglądały ładnie.
Co było największym wyzwaniem podczas formułowania „Better Call Saul”? I czy możesz wyjaśnić jak bardzo serial będzie prequelem i czy możemy zobaczyć sceny, które mają miejsce po wydarzeniach z „Breaking Bad”? Czy będziemy troszkę skakać w czasie?
Peter Gould jest wspaniałym scenarzystą, producentem i reżyserem, który pracował nad „Breaking Bad” razem ze mną od pierwszego sezonu i to on stworzył postać Saula Goodmana (Bob Odenkirk). On i ja trochę to odwróciliśmy w naszych głowach. Myśleliśmy, przez rozszerzenie, ten serial będzie prequelem, ale cudowna rzecz w złamaniu chronologii, którą wykorzystaliśmy w „Breaking Bad” przez wiele lat, jest taka, że publiczność nie zostanie wrzucona przez nas poprzez skok w czasie. Więc jest możliwe, że możemy rzeczywiście to zrobić i zobaczymy przeszłość i być może przyszłość. Nic nie jest jeszcze na sztywno ustalone, nadal to tworzymy, ale coś co sobie uświadomiliśmy to jest to, że postać Saula Goodmana bardzo dobrze się czuje we własnej skórze. Wydaje się być postacią, która jest całkiem szczęśliwa ze sobą, szczególnie gdy go pierwszy raz spotykamy. Wydaje się być zadowolonym szczęściarzem, a to powoduje, że jest tym wszystkim czym nie jest Walter White. I to też jest ciekawe. Gdy mówię dramat, nawet w komedii, chcesz dramatu, oczekujesz napięcia i konfliktu, i postaci, która w sercu wydaje się być spokojna ze sobą i całkowicie nie dramatyczna. Więc zastanawialiśmy się jak rozwiązać ten problem.
Czy niektóre akcje mogą mieć też miejsce w czasach „Breaking Bad”?
Może tak być. Dlatego tak uwielbiam możliwości serialu. Wszystko jest możliwe, a ja nie mogę złożyć żadnych obietnic, co w istocie zobaczymy, że to się na pewno stanie, ale mogę powiedzieć ci z punktu widzenia scenarzysty, to bardzo wyzwalające mieć te możliwości dostępne.
Jak wiele postaci z „Breaking Bad” może pojawić się czy nawet mieć większe role w serialu?
Postać, która może się pojawić to Mike (Jonathan Banks). To może być świetna zabawa. Powiedziałbym, że niebo jest granicą, przynajmniej mówiąc teoretycznie. Mówiąc realistycznie, mamy bardzo wielu aktorów, a świat jest teraz dobrze uprzedzony o ich wspaniałości, talencie i możliwościach i dlatego „Breaking Bad” prawdopodobnie uczyniło to trudniejsze dla Petera i dla mnie by złapać tych wszystkich gości do następnego serialu telewizyjnego. Teraz zajęci są wielkimi filmami i sztukami na Broadwayu, a to dokładnie tak powinno być. To problem wysokiej klasy, z którym będziemy mieli do czynienia, jeśli pójdziemy naprzód z „Better Call Saul”, jeśli w istocie będziemy chcieli stworzyć bazę z tymi postaciami… „Better Call Saul” może być „Statkiem miłości” swojej generacji, gdzie zamiast Miltona Berle’a pojawiającego się w czapce żeglarskiej, mam nadzieję będzie Aaron Paul, również w czapce żeglarskiej. [Śmiech]
Ile z tego jest podświadomym pragnieniem rozszerzenia tego niesamowitego doświadczenia, które wszyscy mieliście w „Breaking Bad”?
Och, myślę, że masz rację i nie sądzę, że jest to podświadome pragnienie. Niechętnie podszedłem do uświadomienia sobie kilka lat temu, że musimy skończyć „Breaking Bad” zanim publiczność straci zainteresowanie. Musimy skończyć to w najwyższym punkcie zainteresowania publiczności i czuję, że udało się nam to osiągnąć. Cieszę się, że udało się nam to wypracować w taki sposób. I nie jest to nawet podświadome z mojej strony – chciałem by ta impreza trwała na pewnym poziomie. Zawsze uwielbiałem postać Saula Goodmana, zawsze czułem, że jest cały świat możliwości w historiach, zawierający jego i świat na, który on wpływa, i chciałbym zobaczyć pewną wersję kontynuację tego świata. Ale jest to mocno zaprojektowane, „Better Call Saul” musi być serialem innego rodzaju, a my nie szukamy po prostu sposobu na utrzymanie „Breaking Bad” poprzez drugi, nawiązujący serial. Musi stać na swoich własnych dwóch nogach, jako samodzielny serial, inaczej nie ma sensu tego robić. To będzie świat Saula Goodmana, to nie będzie świat Waltera White’a to będzie mieć inne uczucia, nawet jeśli będzie jakoś kolidować ze sobą na Diagramie Venna, który istnieje między „Breaking Bad” i „Better Call Saul”. Ale będzie musiał odnieść sukces na swoich własnych zasadach, jako samodzielny serial. Jeśli tak nie będzie, to nie będzie satysfakcjonujące, a satysfakcja to jest słowo kluczowe. Chcemy satysfakcjonować.
2013 pokazał również nagranie twojego aktorskiego debiutu w „Community”. Czy stworzenie Breaking Bad było tylko sposobem na zbliżenie cię do twojego prawdziwego pragnienia, by być przed kamerą?
Cóż, moim prawdziwym pragnieniem było śpiewanie w operze. Ale to jest milowy krok ku temu, absolutnie.
Jak pojawiła się ta rola?
To był cudowny grom z jasnego nieba. Nie myślałem nawet odlegle o aktorstwie w żadnych charakterze, a potem mój agent do mnie zadzwonił z pytaniem, które było przekazane od Dana Harmona z „Community”. Dan chciał zobaczyć, czy będę zainteresowany pojawieniem się w odcinku. Byłem oczarowany. Nie było możliwości, żebym odmówił. Choć muszę powiedzieć, bałem się jak diabli. A to zwróciło mi się wielokrotnie. Jako reżyser, chcesz by twoi aktorzy czuli się tak komfortowo, jak to możliwe, chcesz się z nimi komunikować tak efektywnie, jak tylko to jest możliwe, ale mówiąc to, przypominam sobie wszystkie te momenty, gdy wiedziałem w głębi serca, że nie dawałem Bryanowi Cranstonowi czy Aaronowi Paulowi czy któremukolwiek z aktorów dokładnie tego czego potrzebowali. Zerkałem tylko na zegarek myśląc: „Boże, musimy to nagrać”. Nie byłem tak wspierający czasami jak mogłem czy powinienem być. To był karmiczny zwrot za to. Mówię to, choć wszyscy w „Community” byli wspaniali. Cała ekipa i obsada nie mogła być bardziej entuzjastyczna czy wspierająca, a nie chciałem marnować czasu ekipy poprzez nieznanie mojego tekstu. To była jedna z moich największych fobii, tak jak zawalenie sprawy czy zawstydzenie się. To moja codzienna troska, jak wychodzę z domu.
Grasz osobę wykopującą złoto i zaogniłeś kłótnię pomiędzy Annie i Abedem. Czego jeszcze możemy oczekiwać od Twojej postaci?
To jest takie element , którego nie chcę zdradzić. Ale trochę zaryzykuję i dodam: Moja postać często używa frazy „Iiii ha”.
Realizujesz serial „Battle Creek” z Davidem Shore. Jakie jest to doświadczenie i na jakim etapie jesteście?
Czuję się szczęśliwy pracując z nim. „Battle Creek” to scenariusz odcinka pilotowego, który napisałem dla CBS 11 lat temu i z różnych powodów nie poszedł dalej. I teraz został podjęty i nie mogę się doczekać co on z tym zrobi. Człowieku, jeżeli jest ktoś z kim chciałbym robić serial z moim nazwiskiem, to właśnie jest David. To dżentelmen, który podjął ten świetny pomysł jakim był „House”, uczynił go realnym i prowadził ten serial przez osiem lat. Naprawdę stworzył coś specjalnego. Nie ma powodów by myśleć, że nie może tego powtórzyć dla CBS i wziąć ten mały pomysł, który miałem dekadę temu, ruszyć z tym i uczynić własnym.
A serial jest o dwóch detektywach z przeciwnymi filozofiami i osobowościami, którzy pracują razem?
Małe miasto Battle Creek, w Michigan, ma wydział policji, który bardzo się stara ale jest finansowo trochę ograniczony, a lokalni detektywi nabierają wi