Gwiazda serialu “Mob City” Ed Burns: “Nie mam nawet jednej nudnej sceny”


redakcja   redakcja | 11-12-2013, 00:54:44


Gwiazda serialu “Mob City” Ed Burns: “Nie mam nawet jednej nudnej sceny”

Ed Burns grający w „Mob City” rozmawia z nami o swojej roli notorycznego gangstera Bugsy’ego Siegala w nowym serialu umiejscowionym w latach 40.


Więc wygląda to fajnie, prawda?

Najlepsza zabawa jaką miałem, jako aktor, od czasów „Szeregowca Ryana”. Powiedziałem to  Pierwszego Dnia i to było super. To kombinacja kilku elementów. Scenariusze są dobre. Dialogi są zabawne. Chodzi o to, że normalnie, w filmach jako aktor, jesteś na planie rano, patrzysz na swoje strony myśląc, „Ok, jak ja to zagram?” To po prostu płynie. Więc, spinasz od góry do dołu każdą scenę z jednym dobrym aktorem za drugim. Mam na myśli to, że wszyscy to komentowaliśmy. Zawsze grasz tak by to było na poziomie konkursowym, więc mamy garść scen, mamy garść kolesi, każdy jest naprawdę dobry i każdy daje od siebie swoje najlepsze umiejętności. I łączysz to ze świetnym scenariuszem i łączysz to ze światowej klasy reżyserem na czele i dzieją się dobre rzeczy. To odbudowało moją wiarę w aktorstwo, całkiem szczerze. Ponieważ, wiesz, robiłem swoje własne rzeczy i lubiłem grać w swoich produkcjach, w pewnym punkcie twojej kariery, jeśli nie zmienisz się w „kolesia” zostajesz zdegradowany do grania strzyżenia w filmie, a to przypomina ci, dlaczego chciałeś grać na początku.   

Co na przykład musiałeś robić?

Ten koleś jest najlepszy! Wszystko co robię, to zabijanie ludzi, wrzeszczenie na nich, podrywanie dziewczyn – nie mam nawet jednej nudnej sceny w serialu. To arogancki, głośny szef gangsterów. To po prostu było super.

To oczywiście całkiem ikoniczna rola. Oglądałeś swoich poprzedników, czy starałeś się tego uniknąć?

Unikałem tego. To zabawne, wyciągnąłem DVD z „Bugsy” i zamierzałem je obejrzeć, to było w noc przed wylotem do Los Angeles na rozpoczęcie nagrań. Pomyślałem, „Wiesz co, zróbmy to pewnego dnia”. Nie chciałem mieć tego w głowie i cieszę się, że nie miałem i tego nie obejrzałem wtedy. Trochę poczytałem, obejrzałem dokument o Bugsym, który znalazłem na YouTube i to było wszystko. Rozmawiałem z Frankiem i on powiedział: „Popatrz, ten gość musi być potężniejszy niż życie. Musi być zarozumiały, pewny siebie, czarujący dla kobiet ale też przywódcą dla facetów. Musisz być takim gościem”. A gdy scenariusz jest dobry, to sprawia, że twoja praca jest znacznie łatwiejsza, ponieważ wszystko masz zapisane. Po prostu musisz to pokazać i robić swoje i robić to dobrze, w zgodzie ze swoją kwestią a Bugsy po prostu ożyje.  

Gdzie postawiłeś granicę, pomiędzy pewnego rodzaju karykaturą, a prawdziwą osobą?

Dla mnie, to jest branie wskazówek prosto ze scenariusza  Franka, jest bardzo mało dialogów, które odzwierciedlają mroczną mowę tych świetnych filmów z lat trzydziestych i czterdziestych, wiesz, jest jeden tekst tu, drugi tam, czy delikatna fraza, ale to jest raczej ukłon w stronę tych czasów. Myślę, że to był świadomy wysiłek z jego strony, że nie ma tam takich elementów. Czasami, gdy oglądasz obecne Westerny, widzisz, że pozbywają się tego rodzaju starych niby fajnych westernowskich dialogów, które jestem pewien byłyby bardziej autentyczne w odniesieniu do tamtych czasów, ale dialog jest bardziej dopasowany do dzisiejszych odbiorców i to zostało też tutaj zrobione.    

Idziesz w ogóle do Vegas?

Moja pierwsza scena była w Vegas. Flamingo jest w budowie i jeszcze raz, jest to scena gdzie krzyczę na prawników i usuwamy kolesia. To świetne wprowadzenie roli. Epicka, pięciostronicowa scena. To interesujące, że styl nagrywania Franka jest bardzo zabawny. I nie robiłem niczego w teatrze, a wielu kolesi mówiło często o teatrze, gdy musieli odegrać pięciostronicową scenę od początku do końca. Dziś zrobiliśmy siedmiostronicową scenę. Bardzo rzadko masz siedem stron dialogu. To znacznie bardziej przypomina grę aktorską w teatrze. Ale to co ważne, to jednak jest inny rodzaj występu, przedstawienia.

Co unikalnego jest w pracy z Frankiem?

Przypomina mi doświadczenia ze [Stevenem] Spielbergiem, w zakresie ogromnego szacunku dla jego aktorów, cieszy się aktorami, więc w pewnym sensie lubi patrzeć na to co robisz, pozwala ci robić swoje i trochę grać. A to jest to, dlaczego lubię pracować jako reżyser, więc doceniam to gdy muszę pracować z reżyserem, który jest otwarty na współpracę.



Kategorie: Spoilery Aktorzy Wywiady Telewizja Nowe seriale 
Seriale: Mob City 

Zobacz również: