karoll
| 25-11-2013, 01:52:09
W najnowszym odcinku „American Horror Story: Coven” pięć osób (nie dwie, cztery czy sześć, ale pięć) ma szczęście, dwojgu z nich szczęście się kończy i otrzymujemy coś, co równie dobrze można by nazwać najbardziej przerażającym uwodzeniem w historii telewizji. Jeśli się odważycie czytajcie dalej pochwałę „The Dead”…
Saksofon się sprzedaje: Fiona i Kat znajdują się mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie zastał ich koniec poprzedniego odcinka, czyli ona odprowadza go do domu. Cóż, czyjegoś domu. (Zwłoki poprzedniego lokatora leżą zakrwawione w wannie.) Ale to nie mordercze skłonności jej towarzysza skłaniają Fionę do odwołania randki, tylko jej wypadające włosy. I to wypadające szybko. Aby zachować twarz i szybko się wycofać, obraża najpierw jego a potem siebie mówiąc, że jest wstrętną kreaturą i lepiej dla niego, jeśli nie będzie jej znał. „Miłość zmienia”, odpowiada on i zatrzymuje ją dzięki wyszukanej metaforze łączącej seks i saksofon. Następnego ranka, kiedy Fiona chce się ulotnić, Kat wyjawia, że obserwował ją od kiedy miała osiem lat. (A w związku z tym, że jego duh był uwięziony u Panny Robichaux przez dziesięciolecia, cały czas miał dobry widok.) Wraz z upływem czasu, bez względu na to jak odrażająco to zabrzmi, jego uczucia do niej zmieniły się z ojcowskich do pełnych pożądania. Co ciekawe Fiona wcale nie słyszy, żeby to było odrażające. Bardziej skupia się na tym, że on widział jak ona się starzeje niż na fakcie, że w ogóle obserwował jak dorasta i żyje. „Co to było”, syczy Fiona, kiedy już ma wybuchnąć, „numerek z litości?” W jej głowie ich wyskok się zakończył. Mimo to serce myśli inaczej. W nocy, kiedy ma zamiar pozbyć się swoich włosów, na jej drodze pojawiają się nuty z partią dla saksofonu i zanim się zorientujecie, maszynka jest wyłączona a Fiona zaczyna działać.
Do tanga trzeba trojga: Podczas gdy FrankenKyle walczy ze swoim ożywieniem oraz ze świadomością, że został poskładany ze swoich kolegów z bractwa, Madison – w niezwykle elokwentnym monologu – użala się nad swoją niemożnością czucia. Niczego. (Jesteśmy nawet świadkami, jak próbuje wywołać u siebie reakcję na oparzenie. Nic.) Mimo to jej podejście skutkuje małym numerkiem między nią a jej kolegą. (jeśli oboje partnerzy niedawno zmarli to czy można to nazwać nekrofilią?) Nic dziwnego, że Zoe nie jest zachwycona, kiedy ich widzi. Ale ma też większe problemy na głowie. Dowiedziała się od Cordelii, która zobaczyła to w swojej wizji, że to Fiona zabiła Madison i jeśli tylko Supreme przypuszcza, że Zoe może być potencjalną następczynią… Cóż, cytując Cordelię „Jeśli tylko ona pomyśli, że jesteś następna, jesteś następna.” Rada ślepej wróżki? Zabić matkę. „Zabij ją raz a porządnie.” To zabawne, że grupowe przytulanie nigdy nie jest wyjściem z takiej sytuacji. Później, chcą dowodu, że Fiona jest zagrożeniem, Zoe – po odkryciu języka Spaldinga w swojej szafie – umieszcza go z powrotem w jego ustach i zmusza go do wyznania, że to Fiona – a nie on zabiła Madison. Misja zakończona, przesłuchiwany otrzymuje dźgnięcie w klatkę piersiową. (Głupie posunięcie, skoro właśnie zabiło się lokaja, który mógłby posprzątać ten bałagan.) niedługo po tym Madison łapie Zoe wychodzącą spod prysznica i – po dojściu do wniosku, że nawet zabójcze zdolności Zoe nie mogą zaszkodzić prawie-martwemu Kyle’owi – proponuje swojej przyjaciółce prezent przeprosinowy – trójkącik. Czyżby tym razem grupowy uścisk był rozwiązaniem?
Zemsta to suka: Kiedy we wczesnych godzinach porannych Queenie i jej niewolnica zahaczają o knajpę z burgerami, Delphine robi błąd sugerując, że laleczka voodoo nigdy nie zostanie zaakceptowana przez dziewczęta u Panny Robichaux, ponieważ jest czarna. „Czarna jak węgiel”, gwoli ścisłości. To nie tylko zastanawia Queenie, ale i prowadzi ją do Marie Laveaux. Ta zapewnia ją, że będzie powitana w załodze i powinna się na to zgodzić. „Laleczki voodoo należą do domu voodoo” – mówi. Ale oczywiście wszystko ma swoją cenę. Musi przyprowadzić Delphine. Queenie nie jest pewna, co zrobić, dlatego pyta Delphine o najgorszą zbrodnię, jaką kiedykolwiek popełniła. Jedna opowieść o zarżniętym dziecku niewolnicy i jego krwi używanej jako kuracja odmładzająca i bum! Quenie jest pewna. Jeszcze przed końcem odcinka krew Delphine ląduje na twarzy Marie jako kuracja.
Wasza kolej! Co myślicie o tym odcinku? Nas rzucił na kolana tekst przemowy Madison, napisany przez Brada Falchuka („Większość ludzi nie może się otrząsnąć po niektórych rzeczach”, jak na przykład zbiorowy gwałt. „A ja pomyślałam chodźmy na drinka!”) Podobnie jak pogłębienie wątku Fiony i Kata. Takie mroczne. I oczekiwanie na rzeź w stylu Rambo, jaką pewnie Hank szykuje dla Panny Robichaux… A wy? Jak myślicie?