amelka
| 01-10-2017, 14:16:20
Kiedy po raz ostatni widzieliśmy naszych ulubionych strażaków z Remizy 51 w „Chicago Fire”, nie ze wszystkimi było dobrze. Los Caseya (Jesse Spencer), Severide’a (Taylor Kinney), Kannella (Kamal Angelo Bolden), Moucha (Christian Stolte), Herrmanna (David Eigenberg), Otisa (Yuri Sardarov) i Kidd (Miranda Rae Mayo) stał pod znakiem zapytania i dzięki pewnym informacjom ze strony showrunnera Dereka Haasa, to wyglądało jakby ktoś miał zginąć w tym pożarze magazynu.
Premiera szóstego sezonu rozpoczęła się od razu od miejsca, gdzie skończyliśmy w tym płonącym budynku i kiedy byliśmy pewni, że Severide i Kannell wyszli z tego bez szwanku, tego samego nie można było powiedzieć o Mouchu, który upadł po ataku serca. W innej części budynku, Casey — otoczony przez dym, płomienie i bez maski — również wydawał się być w niebezpieczeństwie.
Kiedy Boden (Eamonn Walker) wreszcie był w stanie kontrolować pożar, dowiedzieliśmy się co po prostu wydarzyło się z uwięzionymi strażakami. Jak się spodziewano Severide, Kanell, Otis i Kidd wyszli cało. Herman, doznał oparzeń przez armatki wodne i nadal wykonywał reanimację na Mouchu, wydawał się być w porządku, jak również Mouch, które wreszcie otworzył swoje oczy.
Potem tutaj był Casey — ostatni do znalezienia — który już pożegnał się ze swoją żoną Gabby (Monica Raymund) w finale piątego sezonu. Kiedy załoga odnalazła go bez maski i nieprzytomnego, wyglądało na to jakby jego los został przypieczętowany. Co gorsza, kolejna scena pokazała jak Boden wygłasza poruszającą przemowę o jego heroizmie — rzecz jaką widzisz jak ktoś umiera na służbie.
Ale potem… niespodzianka! Okazuje się, że Casey nie był rzeczywiście martwy i to była ceremonia, aby nagrodzić go Medalem Dzielności za jego wysiłki w ratowaniu życia w magazynie. Czy ktoś domyślał się, że to nadchodzi.