Karla
| 11-08-2015, 20:51:56
20-go marca na kanale Fox został wyemitowany dwugodzinny finałowy odcinek serialu „Glee”. W pierwszej połowie akcja przenosi się w przeszłość do 2009 roku, natomiast druga to skok o pięć lat w przyszłość. Jedną ze stałych aktorek „Glee” była Lea Michele, które przez sześć lat wcielała się w rolę Rachel Berry.
Lea obecnie przebywa w Nowym Orleanie na planie nowego serialu Fox i twórców „Glee” (Ryan Murphy, Brad Falchuk i Ian Brennan) zatytułowanego „Scream Queens”. Aktorka udzieli wywiadu, w którym opowie, co znaczyło dla niej i jej kariery bycie częścią „Glee”.
Lea bardzo dobrze pamięta swoje przesłuchanie do serialu. Mówi, że trudno było by zapomnieć czegoś, co było początkiem najważniejszej rzeczy w jej życiu. „To było niezapomniane przesłuchanie”, przyznaje aktorka. Zmierzając do siedziby telewizji Fox miała wypadek, czytając scenariusz po raz pierwszy. Podczas ostatnich dni na planie, Lea i jej koledzy i koleżanki z serialu wspominali swoje początki. W pierwszym tygodniu po przesłuchaniu była tylko ona, Kevin McHale, Jenna Ushkowitz i Amber Riley.
Pierwszy dzień nagrywania odcinka pilotażowego był bardzo sterujący dla Michele. To był jej debiut w telewizji. Twórca, Ryan Murphy, pokrzepił ją stwierdzeniem, że granie przychodzi jej bardzo naturalnie, co dodało jej pewności siebie na dalsze nagrywanie. Bardzo dobrze wspomina odcinek „Don’t stop”. Był to pierwszy raz, kiedy cała ekipa wspólnie wystąpiła na planie. Aktorka śmieje się, że bardzo wtedy rozrabiali, dokazywali i histerycznie śmiali. Wtedy wkroczył Ryan Murphy mówiąc, „Matt Morrison w tej scenie ma płakać a wy się wygłupiacie”. Jak stwierdza Michele, to był pierwszy raz, gdy dostali reprymendę od szefa. Jednak wszyscy wiedzieli, że są dla siebie jak najlepsi przyjaciele. Nawiązali niezwykłe więzi w grupie i przyjmowali każdego kolejnego z otwartymi ramionami. „To właśnie sprawiło, że serial był taki świetny”, mówi Lea.
Aktorka śmieje się, że sceny, w których jest na nich wylewany napój wcale nie stają się łatwiejsze. Ona sama miała trzy takie w tym sezonie. Tłumaczy, że trochę mniej się obawiała w miarę kolejnych. Porównuje to do spoliczkowania górą lodową.
Lea wspomina dwa momenty, które dawały widoczne nadzieje na to, że show okaże się sukcesem. Pierwszy z nich miał miejsce w Nowym Jorku. Tego wieczoru w telewizji był emitowany ostatni odcinek „American Idol”, a zaraz po nim pierwszy odcinek „Glee”. Cała ekipa zebrała się w Ruby Foo na obiedzie, aby obejrzeć „Idola”. Wtedy też zjawili się paparazzi. Początkowo aktorzy nie wiedzieli, co się dzieje. Gdy wyszli na zewnątrz złączyli się ramionami i zatańczyli congę. Drugi moment miał miejsce w Australii w 2009 roku. Dotąd jedynie pierwszy odcinek został wyświetlony w Stanach Zjednoczonych, a w Autralii jeszcze żaden. Mimo to grupa ok. 3 tys. dzieci zjawiła się, aby zobaczyć nowe gwiazdy. Ważnym osiągnięciem dla serialu było również zaśpiewanie hymnu narodowego w podczas mistrzostw baseballu, potem u Oprah i Obamy.
Wielu fanów tatuowało sobie imiona gwiazdorów na ciele. Lea i koledzy starali się ich przekonywać, aby tego nie robili. „To pokazywało jak wielkie było oddanie fanów. Dzięki nim serial odniósł taki sukces”, mówi Michele. Wielu ludzi też zwracało się do aktorki mówiąc, że dużo znaczyło dla nich widzieć jak Rachel była wychowywana przez dwóch mężczyzn. Chris Colfer dostawał wiadomości, że jego postać, Kurt, ocaliła wiele osób.
Lea ma problem z wytypowaniem swojego ulubionego odcinka. Wymienia „Somebody to Love”, „Don’t Stop” i „Don’t Rain On My Parade”, jako jedne z najlepszych. Bardzo dobrze wspomina też ostatni odcinek drugiego sezonu, gdy wszyscy jadą do Nowego Jorku. Bardzo podobało jej się wspólne śpiewanie z Chrisem piosenki „For Good” w Teatrze Gershwina.
Jeśli chodzi o dobór piosenek, twórcy pozostawili Michele dużo swobody. Pytali jej, co by chciała zaśpiewać. Miała możliwość odtworzenia Celine i Barbary, z czego jest bardzo zadowolona.
Jednym z najtrudniejszych odcinków do zagrania był dla Michele „Thriller”, nagrywany w nocy. „Nie jestem typem nocnego Marka, więc było to dla mnie trudne”, przyznaje aktorka. Kolejny to „Jump”. Temperatura w sklepie z materacami dochodziła prawie do 38 stopni Celsjusza. „Nawet odcinek z basenem był zabawny”, stwierdza. Wiele odcinków było nie lada wyzwaniem dla aktorów, ale ci się nie zniechęcali. Nie raz też byli niezwykle lub śmiesznie charakteryzowani. Lea wspomina jedno nagranie całonocne, gdy pod kostiumem miała ubraną piżamę, swoje buty, nałożoną perukę i bardzo delikatny makijaż, tak, aby zaraz po nagraniu mogła wskoczyć do auta i skierować się do domu.
Ostatni tydzień na planie był dla aktorów trudny. „Wszystko było smutne”, mówi aktorka mając na myśli ostatnie wspólne występy z kolegami, ostatnie solówki itd. Ostatnimi na nagraniach byli: Lea, Jenna, Kevin, Chris, Darren Criss, Amber, Chord Overstreet, Becca Tobin i Matt Morrison – stała ekipa od początku trwania serialu. Po zakończeniu cała grupa razem z jednym z twórców, Bradem Falchuk, zebrała się w jednym pokoju i każdy powiedział od siebie, co znaczył i co wniósł w ich życie serial.
Lea komentuje swoje doświadczenia z „Glee”, jako najlepsze chwile w życiu. Jak twierdzi serial sprowadził do domów widzów muzykę, czego brakowało od dawna w telewizji. Jako komedia, sprawiał, że ludzie śmiali się do łez. Miał wpływ na obecną generację. Wprowadził wile nowości do kultury, jak świadomość potrzeb nauk artystycznych, ale także nauczył jak prowadzić otwarte rozmowy w domostwach między dziećmi i rodzicami.
Jesteś fanem „Glee”? Może chciałbyś mieć gadżet związany z twoim ulubionym serialem? Kliknij tutaj, aby zobaczyć dostępne produkty.