Czwarty sezon "Sherlocka": „Przerażający, mocny, wstrząsający”


karoll   karoll | 20-04-2015, 23:21:24


Czwarty sezon

Rozmowy z niezwykle tajemniczym Stevenem Moffatem o „Sherlocku” to trudne zadanie. Zwłaszcza, że ten scenarzysta i producent najchętniej nie wyjawiałby żadnych informacji dotyczących oczekiwanego czwartego sezonu. Ale podczas naszego ostatniego wywiadu współtwórca serialu wyjawił nam kilka podpowiedzi dotyczących czego możemy się spodziewać po powrocie tego ulubionego przez fanów dzieła od BBC/PBS Masterpiece.


Wypowiedział się również na temat tak długiej przerwy między sezonami, dodał coś od siebie na temat innego serialu opowiadającego o Holmesie – „Elementary” od CBS – oraz zadziwiająco mocno bronił „50 twarzy Greya”.

Co możesz nam powiedzieć o czwartym sezonie – albo, jak nazywacie to w Anglii, o czwartej serii?

Pojawią się odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadał. Jest coś, o czym nikt do tej pory nie wspomniał.

Możesz powiedzieć, co to za pytania?

Nie. Właściwie to coś przygotowaliśmy. Mark Gattis i ja bardzo się cieszymy, kiedy przygotujemy jakiś szczegół i nikt o niego nie pyta.

Odcinki są tak szczegółowo analizowane, że dziwi mnie, że fani coś przegapili.

Nie chodzi o to, że próbujemy być sprytni. Nigdy nie wiadomo. Czasami ludzie skupiają się nad czymś, co dla nas jest zupełną błahostką, a ignorują coś, co według nas mają tuż pod nosem.

Co odróżnia czwarty sezon od poprzednich?

Nie zaczęliśmy go jeszcze pisać, więc jest wcześnie. Pierwszy sezon był o początkach przyjaźni. Drugi o formujących się stadiach, miłości, strachu, stracie i tym podobnych. Trzeci to dobre czasy: ja, mój kumpel i żona mojego kumpla. To złote lata. W wielu adaptacjach przygód Sherlocka brakuje humoru. Tutaj jest go dużo. Czwarty sezon można opisać jako konsekwencje. Trzeba wypić piwo, którego się nawarzyło. Będzie trochę mroczny. Swawole Sherlocka są zabawne, ale w powietrzu czuć, że coś się na nim za to odegra. To nie jest bezpieczny ani rozsądny tryb życia. Pewne dni będą przezabawne, ale inne będą potwornie przerażające.

Będzie bardziej serialowy niż poprzednie?

Prawdopodobnie. Większość serialowości jest ukryta, czyż nie? Sezon 3 nie był specjalnie serialowy, ale jak popatrzycie wstecz, to przekonacie się, jak przygotowaliśmy wszystko, żeby Mary [Amanda Abbington] okazała się być tym, kim jest. To będą 3 niezależne, 90-minutowe filmy z ciągnącą się tajemnicą, tak, jak zawsze.

Jak fani poczują się po ich obejrzeniu?

Hmm, będą desperacko czekać na 5 sezon. Zdecydowanie przepuści my ich przez młyn. Będzie bardziej wstrząsający. Mamy nadzieję, że również przyjemny i zabawny, tak jak to zawsze musi być w „Sherlocku”. Ale czasami będzie ciężko. Może to jest to określenie? Cięższy sezon.

Intensywny?

Prawdopodobnie tak. Można to dostrzec w przebiegu trzeciego sezonu. To wspaniałe, że on wrócił, że John [Martin Freeman] ma żonę a Sherlock [Benedict Cumberbatch] ją lubi i wszystko jest takie cudowne, a potem nagle wszystko idzie do diabła. Pamiętajcie, gdzie skończyliśmy.

Sezon trzeci znany jest ze zmian gatunku. Prześmiewczy “The Empty Herse”, komediowo-romantyczny “The Sign of Three”, thriller w “His Last Vow”. W sezonie 2 “The Hounds of Baskerville” był jak horror. Planujecie wprowadzenie innych gatunków do “Sherlocka” w nowym sezonie?

Do pewnego stopnia zawsze tak robimy. Staramy się, żeby odcinki były tak samo różnorodne, jak same historie. Wszyscy myślą o hollywoodzkiej wersji Sherlocka Holmesa, która była jak „The Hounds of Baskerville”, pełna horroru i kryminału. Jak zajrzycie do opowiadań, Moriarty pojawia się tylko w jednym, całkiem często Sherlock bada małe przestępstwa, a czasami nie ma ich wcale, ale jest mnóstwo humoru. Gdybyście nie znali Sherlocka, moglibyście pomyśleć, że „The Sign of Three” to jego pożegnanie. Ale tak nie jest. Zagadki, które rozwiązuje, poziom humoru i relacje między Holmesem a Watsonem są właściwe.

W ostatnim sezonie wydawało się, że próbujesz złamać Benedicta Cumberbatcha dając mu coraz to cięższe aktorskie zadania a potem patrzyłeś, jak sobie z nimi radzi. Znalazłeś dla niego nowe wyzwania w sezonie 4?

Powodem, dla którego Benedict i Martin są nadal z nami jest to, że cały czas dajemy im wyzwania. Inaczej nie graliby u nas. Nie potrzebują pieniędzy. Płacimy im tym, co nie jest już dla nich darmowe. Ostrożnie zastanawiamy się nad ich rolami, bo obaj są niesamowitymi aktorami. Zwykle kiedy oglądacie serial, postacie są wąskie, tak jakby scenarzyści używali tylko tych wzorów, które na pewno działają. Kiedy kręciliśmy 3 sezon, obejrzałem inne występy Benedicta i Martina, żeby przypomnieć sobie, co jeszcze robili. Obejrzałem jeszcze raz brytyjską wersję „Biura”.

Jest dobra.

Niewiarygodnie dobra. Nie zdawałem sobie sprawy ze złożoności roli, którą grał. To mi przypomniało, że on to wszystko potrafi. Może wnieść zupełnie nowe rzeczy.

To może być bardziej podstępne pytanie, niż zamierzam: biorąc pod uwagę popularność postaci granej przez Andrew Scotta, żałujesz „pozbycia się” Moriarty’ego?

Wiedziałem, że będziemy musieli być odważni. Wiedzieliśmy, co chcieliśmy zrobić. Moriarty pojawia się tylko raz w „The Final Problem” i potem w innym podczas retrospekcji. Historia Sherlocka Holmesa to nie Sherlock kontra jakiś kryminalny megamózg. Po prostu tak jest. Chcieliśmy dla niego dużą historię w „The Final Problem”, ale zabić go… wiedzieliśmy, jakich oczekiwaliśmy konsekwencji. Andrew stał się gwiazdą z dnia na dzień. Stał się gwiazdą po najkrótszym możliwym czasie pojawienia się na ekranie. Wcale nie pokazywaliśmy go tak często. Ledwo pojawił się w pierwszym sezonie. Nawet w “The Reichenbach Fall” dodałem kilka scen, żeby pojawił się częściej. Ciągle pyta: „Będą jakieś retrospekcje? Pojawię się znowu?”

W zeszłym roku różnica w datach premierowej emisji nowego sezonu w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych nie była już taka duża, ale nadal była spora. Niedawno HBO ogłosiło, że premiera „Gry o Tron” odbędzie się jednocześnie w 130 krajach. Może „Sherlock” mógłby mieć premierę jednocześnie w dwóch krajach?

Naprawdę uważam, że tak powinno się stać. To prawdziwy nonsens. Widzowie nie mogą tak długo czekać. Ktoś ostatnio powiedział „Jeśli chcę czegoś, a to nie jest dostępne, uważam, że to wina dostawcy”. W przypadku „Doctora Who” mamy już wspólną premierę, przynajmniej jeśli chodzi o Wielką Brytanię i Stany. Ta przerwa powoduje wzrost piractwa. Premiery powinny być jednocześnie. Ale to już jest pytanie do PBS i Masterpiece.

Wspomniałeś o budżecie. Czy biorąc pod uwagę fakt, że serial stał się międzynarodową sensacją, wasz budżet na nowy sezon jest większy?

Niestety nie. Walczę, żeby dostać wystarczająco dużo środków na wyprodukowanie obu seriali. To strasznie frustrujące, ponieważ na chwilę obecną te seriale nie mogłyby być już bardziej popularne.

Niedawno uważałeś, że crossover między „Sherlockiem” a „Doctorem Who” nie jest dobrym pomysłem. Jakaś zmiana w tej kwestii?

Instynkt podpowiada mi – i pewnie jest to spowodowane latami pracy przy „Doctor Who” – że jestem łatwy. Jeśli ludzie czegoś chcą, powinniśmy im to dać. Ale Mark, Benedict, [producentka] Sue Vertue i Martin przekonali mnie, mówiąc „To nigdy nie będzie tak dobre, jak ludzie się spodziewają”. Ja na to „Ale postaramy się i zrobimy tak, żeby było dobre”. A oni „Tak, ale nie możesz dać każdemu tego, co chce”. Ja uważam, że powinniśmy dać. Ale myślę, że oni są rozsądni, a ja jestem łatwy.

Jaki jest najzabawniejszy przejaw fanowskiej twórczości dotyczącej „Sherlocka”, jaki widziałeś?

Nie znam najzabawniejszego. Widziałem wiele wzruszających, przedstawiających Benedicta i Martina razem. Wiele z nich było naprawdę dobrych. Takie rzeczy są z reguły lekceważone. Nie zgadzam się z tym. Nawet slash fiction są pomocne. Nikt już nie stosuje układu z trzema aktami, ale nawet próba ułożenia słów w takiej kolejności, że kogoś innego to stymuluje jest lepszą szkołą pisania, niż jakikolwiek uniwersytet. To kreatywne i ekscytujące. Nie będę się z tego naśmiewał, bo jestem człowiekiem, który żyje z pisania fan fiction o Sherlocku Holmesie!

I tak dotarliśmy do „50 twarzy Greya”.

Ludzie chcą się z tego nabijać. Ale EL James zmieniła grupkę fanów w samonapędzający się przemysł. Dlaczego nie bijemy brawo? Nie, tylko się nabijamy. Mówimy, że „to nie jest najlepsze”. Tylko że udało jej się napisać coś, co wszyscy chcą przeczytać. I to „nie jest najlepsze”? według jakich standardów, skoro podoba się tak wielu ludziom? To nie dla mnie, ale uważam, że ona jest niesamowicie sprytna.

Premiera 4 sezonu miała w Stanach rekordową oglądalność sięgającą do 4 milionów widzów. Amerykańscy fani pasjonują się tym serialem. Jednak mimo wszystko dziwi mnie, że oglądalność nie jest wyższa, nawet dodając piractwo, zwłaszcza że o innych serialach kryminalnych nie mówi się tak wiele. To trochę denerwujące, że więcej osób ogląda „Elementary”.

Znów wracamy do piractwa. Nie wiem, jakie są realne liczby oglądających „Sherlocka” i „Doctora Who” w Ameryce. Wiele osób ogląda je w sposób, do którego niechętnie by się przyznali. Co znów jest winą dostawcy, czyli naszą. Nie chcemy ich aresztować, chcemy, żeby wnosili opłaty. Myślę, że zdecydowanie więcej Amerykanów ogląda te seriale – w porównaniu do oficjalnych rankingów. Jakiś czas temu straciliśmy możliwość określenia liczby widzów – a Netflix tylko pogorszył sprawę. Benedict jest jednym z najbardziej sławnych ludzi na świecie, a ławę przyniósł mu wizerunek z płaszczem i szalikiem. Nie śledzę „Elementary”, ale Benedict jest popularniejszy niż ktokolwiek od nich. Na ulicy zaczepiają go o wiele szybciej, niż tamtego aktora.

Zaplanowaliście jakieś gościnne występy na 4 sezon?

Jeszcze nie. Ale jak mówi Mark – lepiej kreować gwiazdy. Wszystkich tych ludzi znaleźliśmy - Benedict, Scott, Lara Pulver. Ich kariery zaczęły się dzięki temu serialowi. Jest ciężko, bo mamy Benedicta i Martina, dwie prawdopodobnie największe brytyjskie gwiazdy filmowe. Jeśli zapłacimy wielkie pieniądze, żeby sprowadzić kogoś znanego, czy to zapewni nam chociaż jednego widza więcej?

Mimo wszystko musimy jeszcze poczekać.

Fani bardzo się denerwują, że nie kręcimy więcej. Gdybyśmy zrobili z tego konwencjonalny serial, już by go nie było. Benedict i Martin nie będą chcieli do końca życia grać w serialu, który jest emitowany przez 6 czy 12 miesięcy. Nie potrzebują pieniędzy, tylko różnorodności. To jedyna wersja „Sherlocka” jaką dostaniecie. Porównajcie to z „Sherlockiem Holmesem” Guya Richie’go. On zrobił dwa, my 10. Albo jak często dostajecie film o Jamesie Bondzie. W ten sposób dajemy wam bogatsze o bardziej długotrwałe doświadczenie.

Jesteś fanem „Sherlocka”? Może chciałbyś mieć gadżet związany z twoim ulubionym serialem? Kliknij tutaj, aby zobaczyć dostępne produkty.



Kategorie: Spoilery Wywiady Telewizja 
Seriale: Elementary Doctor Who Sherlock 

Zobacz również: