amelka
| 26-01-2015, 15:24:58
Więc, widzowie "Castle", wydaje się, że mamy dwa do dwóch w wątku o prywatnym detektywie.
Ponieważ kiedy w przedostatnim odcinku mieliśmy dużo wesołości w pierwszej sprawie Ricka, taką, która nastawiła go przeciwko Beckett i chłopakom, tym razem była zabawna komplikacja dla niego pracującego nad swoją własną sprawą - poszukiwaniu cennej torebki gwiazdy telenoweli - co było na początku tylko styczne, ale potem bezpośrednio, związane z morderstwem.
Pewnie biznes Ricka jako prywatnego detektywa musi jeszcze wystartować, a stronę internetową trzeba zreorganizować. (Czy ktoś jeszcze zrobił stop-klatkę ekranu w poszukiwaniu easter eggs w tym tekście?) Ale może jego zaangażowanie w tą olśniewającą sprawę może sprawi, że telefony zaczną dzwonić.
Inne trwałe pozytywy w czasie pierwszych dwóch odcinków z detektywem Castle: Rick dowiaduje się tego jak zyskiwać informacje/"być akwizytorem", nawet jak to wymaga wyłożenia kilku dolców. Ryan jako "mały Castle" nadal bawi. I skupienie na Perlmutterze (który pozytywnie rozkoszuje się nieobecnością Ricka na 12 posterunku) daje mu więcej możliwości, aby zaserwować kilka tekstów.
I może to czas spędzony osobno, i/lub narracja Ricka w stylu Philipa Marlowe'a (z jego własnych dni roboczych), ale Beckett była raczej ostatnio napalona. ("Jestem tylko dziewczyną szukającą prywatnego penisa"?!)
Na minus: Sama sprawa morderstwa zakończyła się trochę zbyt łatwo - lśniąca torebka nie jest widywana i wyrywana na nowojorskim chodniku na przestrzeni dni! Morderca prawie od razu się przyznaje! - i zaangażowanie Kamara de los Reyesa było dziwnie bierne. (Dlaczego nie mógł grać albo być mordercą?)
Co myślisz o "Private Eye, Carumba!"?
Jesteś fanem „Castle”? Może chciałbyś mieć gadżet związany z twoim ulubionym serialem? Kliknij tutaj, aby zobaczyć dostępne produkty.