Czwartkowy de facto finał serialu, "M Is for Meant to Be", pokazał jak Andrew i Zelda zastanawiali się nad własną przyszłości, kiedy jego widocznie idealna była dziewczyna Madeline (Dreama Walker, "Nie zadzieraj z zołzą spod 23") pojawia się w mieście po rozstaniu.

Zelda jest przekonana, że dziewczyna pojawiła się tutaj, aby odzyskać Andrew, więc umawia Madeline z jej własnym byłym. Po przekonaniu Andrew, że pojawiła się po prostu jako jego wsparcie, Madeline ujawnia Zeldzie, że naprawdę jest tutaj, aby go odzyskać. Mimo wszystko, kiedy pierwszy raz się spotkali, Andrew powiedział jej, że są sobie przeznaczeni, ta sama kwestia, którą dał Zeldzie na ich pierwszej randce.

Andrew próbuje przekonać Zeldę, że był szczery z nią, ale ona po prostu odpowiada: "Do czas jak naprawdę będziesz miał to na myśli z inną dziewczyną". Nie może gwarantować, że będą razem na zawsze, mówi jej, a to sprawia, że decyzja Zeldy o ofercie partnerstwa (od producent wykonawczej Rashidy Jones, która wreszcie pojawiła się na ekranie) w Nowym Jorku o wiele łatwiejszą. (Co jeśli to rzeczywiście jest prequel "Jak poznałem waszą matkę"?)

"Ta praca jest pewną rzeczą, a nie chcę odrzucać jej dla czegoś co takie nie jest" - mówi.

Ale kiedy patrzy przez okno swojego biura w Nowym Jorku i widzi Teda Mosbiego obcego siedzącego przy biurku w drugim budynku, postanawia, że nie podoba się jej widok.

Tymczasem Andrew zostawia jej wiadomość na poczcie głosowej, przyznając, że nie ma takiej rzeczy jak bycie sobie przeznaczonymi. "Nie obchodzi mnie to, bo chcę być z tobą" - dodaje jak Zelda pojawia się w swojej srebrnej sukni.

Więc co wydarzy się dalej? Stephie daje im cztery miesiące, Stu myśli, że powinni się pobrać, a my będziemy musieli się nad tym zastanawiać w frustracji.

Co myślisz o finale "A to Z"? Czy miałeś nadzieję na więcej odpowiedzi?