Monika
| 17-11-2014, 21:33:52
Jeśli kładziesz się z rekinami istnieje spora szansa, że zostaniesz pożarty żywcem.
Ta krwawa prawda nadal kładzie się cieniem na szóstym sezonie „Żony idealnej”, jak zbyt wiele osób w wodzie.
Lemond Bishop płynie prosto do przodu, jego zimny uśmiech biznesmena grozi śmiercią – ale także redukuje akt zabranie komuś życia do czegoś wręcz prozaicznego. Jego rozkazy uderzają tak swobodnie jak ty i ja moglibyśmy podnieść galon mleka ze sklepu na rogu do domu po pracy.
A więc kiedy Bishop mówi Kalindzie (której włosy, tak przy okazji, naprawdę urosły), że jej wybór seksualnych partnerów sprawia, że on czuje się mniej niż spokojny, kiedy utworzy komitet działań politycznych dla Alicji, kiedy niemal nie wspomina imienia Cary'ego, to jest naprawdę niepokojące doświadczenie.
Jednak nasza radosna zgraja Florrick-Agos-Lockhart zaprasza niewypowiedziane do środka. Kiedy Kalinda szuka wyjścia, żeby ocalić Cary'ego przed więzieniem, naraża na niebezpieczeństwo prawie każdą osobę, z którą się styka. (Liczba ofiar śmiertelnych? Srebrno-zębny Jim Lenard, Trey Wagner, jego kuzyn...) Kiedy słyszymy nagranie będące dowodem, na którym Cary rozmawia z załogą Bishopa o transporcie heroiny, zdajemy sobie sprawę – czy to wycięte z kontekstu czy nie – że najlepiej jak możemy go widzieć to „bez winy” (daleko od „niewinny”). A niezdolność Alicia do wyłączenia szemranego funduszu na kampanię Bishopa dodaje odrobinę hipokryzji jej stanowczej wypowiedzi o chęci przywrócenia wiarygodności do biura prokuratora stanowego. (Wiem, wiem... w porównaniu do tego, co może być w sklepie dla Kalindy i Cary, problemy Alicji wydają się banalne. Kurczę, nawet po sondażach w dół w jadłodajni nie ma za wiele do narzekania, prawda?)
Ale wracając do przymiotnika, którego użyłam wcześniej: niepokojące. Oto jesteśmy po ósmym odcinku sezonu, a jednak wciąż wisi nad nami pytanie gdzie Robert i Michelle King nas zabierają? Nie ma Jasnej Asfaltowej Drogi – tylko brudna, boczna alejka... a to skończy się dla kogoś źle. I to jest piękna, zapierająca dech w piersiach prawda.
Zabójcze akcesoria Diane. Śliczne kostiumy Alicii. Szkocka po pracy Willa. Apartament za 4 tys. dolarów miesięcznie Cary'ego. Zdecydowanie nie-designerskie buty Kalindy. Przecudny konflikty o przestrzeń biurową oraz rachunek Chum-Hum. Tyle z tego stało się możliwe dzięki akceptacji Lockhart-Gardner (a teraz Florrick-Agos-Lockhart) – albo nie - „legalnych biznesów” (aka prania brudnych pieniędzy) – największego dilera narkotyków w Chicago.
To nie jest prosta historia – to już sześć lat – żeby nagle to niewypowiedziane niebezpieczeństwo przyszło do domu. A – kto wie? - może to również nie okaże się perfekcyjną historią. Ale to jest śmiałe i to jest interesujące – z korzeniami rozciągającymi się głębiej niż być może wszystko co dzieje się w telewizji w tej chwili. Więc z tą myślą podsumujmy akcję z odcinka z poprzedniego tygodnia.
PROBLEM KALINDY | W skrócie, Bishop dowiedział się, że Kalinda wróciła znowu – do łóżka – do agentki FBI, Lany i chce wiedzieć dokładnie nad jaką sprawą pracuje. Widzicie, Bishop dowiedział się, że prokurator stanowy i federalni wymieniają się informacjami, a zapewnienia Kalindy, że Lana w tym nie uczestniczy, nie uspakajają go. „Dowiedz się nad czym pracuje twoja dziewczyna – jeśli chcesz, żebym uspokoił się, że sypiasz z agentką federalną” powiedział zimno zanim kazał jej wysiąść z samochodu. Kalinda, która nic nie może poradzić na to, że będzie dochodzić swego nawet w najstraszniejszych czasach, zatrzymuje się na chwilę zanim otwiera drzwi – i to sprawia, że kocham ją jeszcze bardziej. Później jednak podsłuchuje jedną z rozmów telefonicznych Lany przez drzwi łazienki: „To samo z prokuratorem stanowym – wykorzystamy go, żeby dorwać Bishopa” słyszymy jak nagląco mówi Lana. A potem, chwilę później „poczekaj, aż odkręcę kran”.
Trochę później Bishop znowu pojawia się na parkingu – a Kalinda chroni kobietę, z którą ma tę swoją zakręconą grę mysz-i-kot-i-możliwe-bratnie-dusze, mówiąc Bishopowi, że Lana pracuje nad „przestępstwami białych kołnierzyków”. „Nie wierzę ci” mówi Bishop wręczając Kalindzie coś, co wygląda jak czysta, biała karta hotelowa i mówi jej, żeby wsunęła to do portfela Lany. Nie mówi co to jest, ani po co to robi – ale jasnym jest, że ten akt zdrady jest jedyną szansą Kalindy, żeby nie dostała się na „niegrzeczną” listę Bishopa. Jednak kiedy nadchodzi czas nie może tego zrobić mamrocząc „niech to” do siebie i łamiąc kartę na pół. Czy to znaczy, że Bishop będzie żądny jej krwi? Czy to znaczy, że naznaczył Lanę, że ma umrzeć (zamiast ryzykować niepewność swojej misji)? I czy to oznacza złe wieści dla Cary'ego, jako, że Kalinda wydaje się jedyną osobą, która chce/może zaszkodzić Bishopowi, żeby go uratować?
PROBLEM CARY'EGO | Jak wspominałam wcześniej, dowód w postaci nagrania jaki federalni dostarczyli do biura prokuratora stanowego sprawia, że dokładnie rozumiemy, czemu facet tak uczciwy jak Finn Polmar myśli, że Cary współpracował z załogą Bishopa, żeby pomóc im przetransportować ogromne ilości heroiny. Cary nalega, że Trey nagrał tylko wybraną część ich rozmowy i decyduje, że w świetle zabójstwa Treya będzie musiał zeznawać we własnym imieniu i wyjaśnić nagrania. Diane wzywa przyjaciółkę-wroga, Violę Walsh (Rita Wilson), żeby przeprowadzić próbne zeznania, jednak zeznania Cary'ego w żaden sposób nie brzmią wiarygodnie. W szczególności pytanie Violi o wcześniejszą wypłatę Cary'ego w Lockhart-Gardner (85 tys. dolarów rocznie), wypłatę jako pomocnik prokuratora (38 tys. dolarów rocznie) i późniejsze wynagrodzenie we Florrick-Agos (350 tys. dolarów z zyskiem z udziałów) – i jej zaskoczenie, że utrzymał swój apartament za 4 tys. dolarów miesięcznie przez ten cały czas – sprawia, że wygląda jakby cały czas był na liście płac Bishopa. „Jeśli ja byłabym przysięgłą poszedł by siedzieć na 15 lat” Viola mówi później Diane, bez najmniejszego pasywno-agresywnego przebłysku. A Diane idzie do Cary'ego - „Zostało ci 14 dni przed wylądowaniem w więzieniu na dekadę!” - precyzując to, co jest stawką, kiedy najlepszy dramat telewizyjny zmierza do swojego śródsezonowego finału.
To Alicia ostatecznie, która rozpatruje swój własny publiczny wizerunek (więcej o tym za chwilę), jest tą, która przestaje być grzeczna i zaczyna być poważna. „Zagubiłeś się w oburzeniu i gniewie” mówi Cary'emu, a następnie prosi go, żeby przysięgli znaleźli te emocje sami. W przeciwnym razie „to wygląda jak postawa”. Nasz entuzjastyczny blond adwokat nagle zbiera się do kupy dając zwięzłe odpowiedzi bez emocji Violi – choć, jak to zagra z przysięgłymi dopiero się okaże. Chcę myśleć, że nie ma siły, żeby cały wątek w szóstym sezonie pana Agosa zaprowadził go za kraty, opowieść z przestrogą o tym, kogo bierzemy na swojego wspólnika w interesach i jakie ideały poświęcamy dla sukcesu, ale wciąż jesteśmy zbyt daleko od końca tunelu/sezonu, żeby być pewnym tej nadziei.
PROBLEMY CARY'EGO I KALINDY | Cary wciąż nie może zapomnieć o Kalindzie – nakaz sądowy o trzymaniu się na dystans 50 stóp nie pomaga – ale kiedy widzi jak ona daje gorącego buziaka na pożegnanie Lanie, wślizguje się do mieszkania Kalindy (naruszając warunki kaucji) i konfrontuje się z nią. Zachowuj się jakby ci zależało przez następne 14 dni, prosi. „Nie jesteśmy małżeństwem. Nie jesteśmy nawet stali” wylicza Kalinda, która nie może pozwolić, żeby jej związek z Laną był źródłem tego, co w ostatecznie uwolni go z tego prawniczego piekła. „Nie chcę być z kimś innym” mówi Cary przecinając zwykłą dla tej pary strzeżoną, duszną aurę. Ale kiedy Kalinda odmawia zaoferowania tego samego zapewnienia, Cary – mężczyzna, który czuje jakby żył w pożyczonym czasie z kilkoma sprzymierzeńcami w swoim rogu – nie może tego znieść. „Dziękuję i idź do diabła” mówi, odcinając Kalindę. Legalnie, to jest najmilszy, najmądrzejszy ruch jaki mogła zrobić Kalinda, odepchnąć go od siebie, ale pomijając problemy z bliskością śledczej jestem pewna, że ona jest ma równie załamane serce jak on na koniec rozmowy.
PROBLEMY ALICII | Kiedy Eli i Johnny zakasają rękawy testując pewną grupę wyborczą, Alicia robi niefortunny krok wchodząc wprost w środek wypowiedzi „pyszałkowatej suki” (słowa Eliego, nie moje) twierdzącej, że Alicia wydaje się „zadufana” - że wszystko kręci się wokół jej własnego bólu i jej własnych osiągnięć. (Mrożąca fraza cynicznej ekspresji tej kobiety prowadzi do jednego z największych/najbardziej potrzebnych wybuchów śmiechu w tym odcinku.) Alicia pyta Finna czy naprawdę ma problemy z zadufaniem, może „ludzie, którzy mnie znają są zbyt mili”, a on mówi jej, że najlepszym sposobem, żeby zapomnieć te upierdliwe problemy jest przyjście i pomoc w jego cotygodniowych obowiązkach w jadłodajni. Co zaczyna się jako autentyczna chęć pomocy – kocham fantazje Alicii, że jedna noc wolontariatu może zmienić jej miażdżąco krytyczną opinię – kończy się bardzo źle, kiedy Alicia zostaje sfotografowana ubrana w olśniewający, dizajnerski strój i myjąca garnek, który wygląda na już czysty. Nagle wygląda jak polityczna oportunistka – pomijając fakt, że nie prosiła o żaden rozgłos medialny. Eli wkurzony, że jego porady polityczne zostały po raz kolejny zignorowane, daje Alicii wszelkie instrukcje, których potrzebuje, żeby być świętą Alicią. „Jeśli naprawdę chcesz być dobrą osobą powiem ci, gdzie wysłać czek.” Na koniec godziny ponownie wysłane zdjęcia pomogają przywrócić blask aurze Alicii, Castro wycofuje się z wyścigu (CO?!), a Prady (David Hyde Pierce) deklaruje swoją kandydaturę.
SPRAWA TYGODNIA | Owen przychodzi pogodzić się ze swoją siostrą Alicią, ale również prosi ze swoją miną zbitego psa o pomoc Alicii dla jednej studentki realizującej działania dyscyplinarne przeciwko jej napastnikowi w sprawie przemocy seksualnej. To wyjątkowe dla serialu, że pokazuje często szaloną niesprawiedliwość odpowiedzi uniwersyteckiej na gwałty na terenie kampusu - ofiara musi koniecznie podkreślić, że była "ostrożna" z wyprzedzeniem, a następnie koniecznie wyjaśnić jej brak łez podczas składania zażalenia – ale przede wszystkim jest to sposób, aby pokazać nam, że Alicia może nadal opowiada się za ważną sprawą i głęboko zainwestowała w czasie, gdy ona miała być odcięta od pracy nad sprawami. Efekt końcowy nie jest w pełni satysfakcjonujący dla żadnej ze stron, ale sprawca zostaje wydalony (pod zarzutem posiadania narkotyków), a Louis Canning ponosi stratę w sądzie, więc wszystko się dobrze kończy, jak przypuszczam.
Dobrze, wasza kolej. Co sądzicie o „Red Zone”? Jak bardzo powinniśmy się martwić o Cary'ego i Kalindę – indywidualnie i jako parę? I czy sądzicie, że któryś z naszych głównych lub pobocznych graczy (hmm, Lana) może być oznaczony, że ma umrzeć? Zostawcie komentarz!