marek1211
| 07-10-2014, 19:47:53
Eliza Dooley nie ma prawdziwych przyjaciół. I szczerze mówiąc, nie trudno jest zrozumieć dlaczego.
W nowej komedii ABC "Selfie", Eliza (Karen Gillan z "Doktora Who") jest narcystyczną, mająca obsesję na punkcie mediów społecznościowych przedstawicielką handlową firmy farmaceutycznej, który rozważa jej dzisiejsze odkupienie dzięki sławie na Instagramie za te wszystkie niezręczne, pozbawione przyjaciół nastoletnie lata.
Ale jak Eliza zauważa w pierwszych minutach premiery, "Posiadanie kogoś w przyjaciołach nie jest taką samą rzeczą jak posiadanie przyjaciół". To lekcja, której doświadcza na własnej skórze po tym jak wymiotuje dwa razy w czasie służbowej podróży - po tym jak dowiaduje się, że jej współpracownik i chłopak jest, w rzeczywistości, żonaty - a potem obserwuje jak jej koledzy się z niej śmieją po tym jak oblała się wymiocinami.
Komedia jest luźno oparta na "My Fair Lady", przebojowym musicalu na Broadwayu z 1956 roku, więc to nie jest niespodzianka, że Eliza zwraca się do współpracownika Henry'ego (John Cho z "Sleepy Hollow"), aby podreperować swój wizerunek, czego tak rozpaczliwie potrzebuje. (Nawet chociaż ma problem ze zrozumieniem tego, ze to wnętrze potrzebuje przemiany - nie po prostu to co jest na zewnątrz). Jeśli Henry był w stanie dokonać rebrandingu aerozolu do nosa, który (rzekomo!) powodował szatańskie halucynacje, zmiana Elizy powinna być naprawdę prosta, nie?
Nieprawda.
Henry szybko zdaje sobie sprawę, że Eliza nie interesuje się w ogóle nikim innym poza sobą - nawet nie wie jak ma na imię jej recepcjonistka w biurze! - a to co lubi a czego nie lubi jest podobnie nudne... ale chyba najbardziej irytującą rzeczą w Elizie jest jej tendencja do uciekania przed swoimi uczuciami. O co chodzi: Kiedy Henry uczestniczy na ślubie córki swojego szefa z Elizą, przepiękny makijaż jaki otrzymała od swojej hipsterskiej sąsiadki Bryn natychmiast idzie na marne. Demonstracyjnie bawi się swoim telefonem, aby uniknąć "uczuć" jakie daje jej ceremonia, a Henry informuje ją, że jest przegraną sprawą. (Powiedziałbym au, ale Eliza również podgrzewa sytuację, kiedy nazywa swojego mentora "świętszym niż ty, osądzającym, pełnym hipokryzji... idiotą!")
Ale wygląda na to, że lekcje Henry'ego dla Elizy nie były w całości na marne. Kiedy odkrywa, że naprawdę zainteresowała się recepcjonistką Charmonique, Eliza wpada do Henry'ego, i mówi mu, że jego wskazówki rzeczywiście działają - powoli, ale działają.
Jeśli podszedłeś do "Selfie" przygotowany na zupełnie nielubianą bohaterkę, Eliza Dooley daje ci więcej niż twoje pieniądze są warte. Ale nie mogę przestać kibicować jej pod koniec premiery - i sam odcinek ma mnóstwo zabawnych scen.
To jest to co myślimy - ale czy podobało ci się "Selfie"? Oceń premierę serialu i napisz swoje myśli w komentarzu!