karoll
| 25-01-2014, 00:25:12
W tym tygodniu w „American Horror Story: Coven” nie jedna, nie dwie, ale trzy z naszych czarownic są zmuszone – zgodnie z tytułem – „Iść do piekła” („Go To Hell”). W tym tempie nie wystarczy czarownic do porządnego zakończenia sezonu. Dla kogo ten odcinek był pechowy? Przeczytajcie!
Szorstka sprawiedliwość: Queenie w poszukiwaniu Marie trafia do starego domu Delphine – gdzie morderczynie pisze na nowo historię jako przewodniczka wycieczki – i oferuje swojej „przyjaciółce” ostatnią możliwość odkupienia. Kiedy pozbawiona skruchy rasistka odrzucą tę propozycję (i staje się jasne, że jest tak samo zła, jak zawsze była), ludzka laleczka voodoo przebija ją nożem i Delphine umiera dzięki pewnemu szczegółowi technicznemu: kiedy Delphine rozczłonkowała ciało Marie na milion kawałeczków, ta nie może już wypełniać kontraktu z Papą Legba, który dawał jej nieśmiertelność – inaczej mówiąc, Marie jest dla niego w zasadzie martwa. A skoro Delphine nie mogła umrzeć, dopóki żyła Marie – teraz już może. I umiera. Uwaga, to jeszcze nie koniec losów naszych bohaterek. Obie trafiają do swojego prywatnego piekła (gdzie umieścił je Papa Legba). Mają spędzić wieczność na strychu Delphine, gdzie Marie jest skazana na torturowanie niewinnej Borquity, a Delphine – na oglądanie tego, co się dzieje z jej córką.
Oko szpiega: Początkowo wydaje się, że Cordelia, mimo swojego okropnego poświęcenia, nie odzyskała swojego daru „widzenia”. (Przykładowo: kiedy dotyka Madison, nie widzi żadnej wzmianki o tym, co nasza starletka zrobiła Misty.) Jednak później, kiedy Fiona znów/ciągle robi cyrk ze swojego przygotowywania się na śmierć i daje córce naszyjnik należący do jej babci – bum! – Cordelia ma wizję przyszłości, w której Kat, na polecenie gasnącej Najwyższej, zabija wszystkich w Akademii Panny Robichaux, nawet córkę Najwyższej. Ośmielona swoją wizją, niewidoma jasnowidząca składa wizytę chłopakowi swojej matki, żeby powiedzieć mu, że kiedy Fiona opuści Nowy Orlean, zrobi to bez niego. Zaraz po tym – tak, Cordelia jest w ciągu! – odnajduje Misty i z pomocą Queenie wydobywa ją z jej (właściwie to czyjegoś) grobowca i ożywia ją.
Wrócili! Uciekinierzy Zoe i FrankenKyle wracają do Akademii Panny Robichaux przekonani, że to Zoe jest kolejną Supreme, ponieważ ożywiła pewnego opryskliwego włóczęgę. Tymczasem między Misty i jej niedoszłą morderczynią Madison wybucha epicka (mroczna) bójka, czyli innymi słowy, dzieje się jak w każdej innej szkole dla dziewcząt. Przynajmniej do momentu, kiedy pojawia się zabójczy Kat, który wygląda jak Sissy Specek w końcówce „Carrie”. Okazuje się, że po rozmowie z Cordelią, Kat dowiedział się od Fiony, że ona zamierzała go rzucić. I że go nie kocha. I nigdy nie kochała. I że nawet nie jest zdolna do miłości. I kiedy rozpoczyna swój monolog o kocie calico, który wydaje się być tegoroczną wersją mowy o wiewiórce, Kat uderza ją toporem. Wielokrotnie. I umieszcza jej resztki na bagnach. „Więc to już koniec”, dowcipkuje Misty. „Nawet ja nie mogę przywrócić do życia kogoś, kto zostanie strawiony przez aligatory”. I chociaż Myrtle nie popiera uśmiercenia mordercy – ma już dość „krwi, krwi i jeszcze raz krwi w tym miejscu” – kandydatka do roli Najwyższej pozbywa się go w taki sam sposób, jak ich przodkowie.
Wasza kolej! Zaskoczyło was, że straciliśmy Fionę, Marie i Delphine w jednym odcinku? (A może myślicie, że to nie było ich ostatnie słowo?) Nie możecie się doczekać Siedmiu Cudów w wykonaniu naszych czarownic? Jak myślicie, kto jest kolejną Najwyższą? Cordelia przez cały sezon była taka nieskuteczna, że stawiam na nią jako „czarnego konia”. Było również wiele dobrych żartów: od Queenie (która uznała, że Delphine wraca do swojego starego domu, tak jak „pies wraca do swoich wymiocin”), Fiony (która miała nadzieję, że po swojej wizycie u Kata Cordelia „ciągle jest w wannie”) i oczywiście od mojej ukochanej Myrtle (która porównała Zoe do „Halstona, który sprzedał swoją markę J.C. Penney!”). Komentujcie!