karoll
| 17-01-2014, 01:15:16
W tym tygodniu w „American Horror Story: Coven” jedna martwa czarownica została pogrzebana, inna martwa czarownica powstała z grobu, jeszcze inna czarownica skończyła tak, że równie dobrze mogłaby być martwa, a Cordelia udowadnia, jak daleko może się posunąć, żeby zrealizować postulat ukryty w tytule odcinka – „Chronić Sabat”. Zakręciło wam się w głowach? Ale jeszcze niczego nie przeczytaliście!
Sto lat! Niedługo po tym, jak zupełnie-nie-zmarła Queenie pojawia się na pogrzebie Nan holując za sobą oddekapitowaną Delphine (na smyczy, dokładnie tak!), pokojówka Panny Robichaux używa pokoju Spaldinga do odnowienia swojej miłości do rozczłonkowywania Afro-amerykanów. (W tym serialu to się nigdy nie znudzi!) Kiedy duch lokaja odkrywa to straszne dzieło, Delphine nie wie jak się wytłumaczyć. Jednak on zapewnia: „Sztuki nie trzeba wyjaśniać, tylko podziwiać”. W mgnieniu oka nowi przyjaciele knują plan, jak przenieść na tamten świat Marie używając najczarniejszej magii na świecie – Benadrylu! (Nagroda na Najlepszy Produkt Placement w Historii idzie do…)
Uknuta robota: Zanim Fiona może chociażby zastanowić się nad realizacją marzenia Kata o ich życiu długo i szczęśliwie jak „normalni ludzie” na farmie, musi sobie poradzić z Harrisonem i Związkiem Delphi. I przez „poradzenie sobie” mam tutaj na myśli „zaakceptowanie ich oferty stuletniego rozejmu z nią i z Marie, żeby jej chłopak mógł przebrać się za barmana i posiekać łowców czarownic na kawałeczki”. Cóż, z wyjątkiem Harrisona – jego Fiona posiekała osobiście. (Teraz gdyby tylko mogła dowiedzieć się, której z dziewcząt musi się pozbyć, żeby zabezpieczyć swoją Supremację…)
Ucieczki: Podczas gdy Cordelia ma już dość pochlipywania po utracie supermocy, oślepia się za pomocą nożyc, żeby odzyskać swoje „widzenie” – Madison jest już tak zdołowana tym, że FrankenKyle woli Zoe, że zrzuca na swoją rywalkę żyrandol i grozi jej, że rozłoży na części jej zabawkowego chłopaka. (Rany, to zdanie składa się z większej ilości pozszywanych kawałków, niż Kyle!) Na szczęście Myrtle wyczuwa, że uczucie pomiędzy Zoe i FrankenKyle’m należy do tych prawdziwych i znajduje chwilę pomiędzy paplaniem o drapowanych spódnicach i graniem na thereminie, żeby pomóc im uciec – to nie żart – do parku rozrywki Epcot. (Tak przy okazji – kiedy wychodzi album Myrtle? Już to słyszę – „ Witchy Woman”, „ Season of the Witch”, „ Could It Be Magic” i wiele innych, wszystkie grane na thereminie!)
Najlepsze zabite plany: Kiedy mieszanka antyhistamin i dźgania sporządzona przez Delphine nie wystarcza, żeby pozbyć się Marie – szokujące, nie? – Spalding zrzuca ich nieśmiertelną ofiarę po schodach i przyznaje, że tylko się zgrywał i ona nie może zostać zabita. Lalkowy fetyszysta wyjawia też, że chciał usunąć królową voodoo z drogi, żeby mógł, hmm, zaadoptować jej skradzione dziecko. „Co teraz mam z nią zrobić” – w taki czy inny sposób pyta Delphine. „Zakop ją żywcem” – w taki czy innym sposób sugeruje Spalding. Cóż, niech będzie!
Wasza kolej! Co myślicie o tym odcinku? Myślę, że Delphine i Spalding stworzyli całkiem zabawny (i straszny) duet. I podobała mi się reakcja Madison na wiadomość od Zoe, że Fiona i Marie utopiły Nan. „W ogóle cię to nie obchodzi?”, pyta Zoe. „Znasz mnie?”, odpowiada Madison. Spalding prezentujący Benadryl jako potężne narzędzie magiczne jest również przezabawne. Ale dla mnie, ten serial należy teraz do Myrtle. Czy to nabija się z Fiony i jej upierania się, że skoro nie ma już żadnych sekretów, to nie musi się bać Cordelii i jej daru widzenia („Zasługuje na lepsze kłamstwa niż to!”), czy tworzy poezję na temat zalet fig („Jesienią, zgniłe liście pachną jak olimpijska ejakulacja!”), ona po prostu rządzi. Jak myślicie? Komentujcie!