Szef "Sherlocka" o "poruszającym" spotkaniu Watsona i Sherlocka i "zabawniejszym" 3 sezonie


Arek Tobiasz   Arek Tobiasz | 02-01-2014, 03:01:11


Szef

Sherlock Holmes żyje.

Brytyjski serial "Sherlock" powraca na mały ekran dwa lata po tym jak tytułowy genialny detektyw (Benedict Cumberbatch) upozorował swoją własną śmierć, aby ocalić życie tym, którzy są mu najbliżsi - mianowicie partnera w zbrodni dr Johna Watsona (Martin Freeman). Ale jak Sherlockowi się to udało? Jak liczne zwiastuny i mini odcinek wskazują, świat zostanie wywrócony do góry nogami jak wiadomość o nieoczekiwanym wskrzeszeniu Sherlocka się rozprzestrzenia.


Wcześniej w tym roku rozmawialiśmy z współtwórcą "Sherlocka" Steven Moffat, również producentem wykonawczym "Doktora Who", aby omówić fenomen popularności "Sherlocka", zastanowić się nad dwoma pierwszymi sezonami, porozmawiać o fankach serialu i a także spróbować dowiedzieć się czegoś o nadchodzących odcinkach.

"Sherlock" otrzymał niesamowitą odpowiedź w Stanach Zjednoczonych. Jak to jest oglądać jak serial radzi sobie tak dobrze?

To nadzwyczajne. To bardzo, bardzo ekscytujące. Ponieważ zrobiliśmy kilka rzeczy wcześniej, jakby zdaliśmy sobie sprawę jak przekroczyć tą linię. To było niezwykłe dla nas, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do radzenia sobie z Brytyjczykami szczerze, więc mieć widzów tutaj niezwykle uczy pokory. Pokazy jakie zrobiliśmy z "Sherlockiem" w Wielkiej Brytanii zawsze były bardzo ożywione, ale to było bardzo ekscytujące zobaczyć tysiące ludzi [na Comic-Conie] krzyczących i pohukujących w czasie mowy drużby [Sherlocka].

Kiedy po raz pierwszy zdałeś sobie sprawę, że "Sherlock" ma oddanych fanów w Ameryce?

Ogólnie rzecz biorąc te rzeczy pojawiają się tak szybko w tych dniach. To stało się wielkim przebojem w Wielkiej Brytanii bardzo, bardzo szybko, a prawdopodobnie i prawdopodobnie udaliśmy się na pokaz części [odcinka drugiego sezonu], "A Scandal in Belgravia", w Nowym Jorku. To było pierwsze 35 minut zanim to wyszło, a ja pamiętam, że reakcja jaką otrzymaliśmy była wielką niespodzianką. [Współtwórca] Mark [Gatiss] i ja pomyśleliśmy: "Cóż, jeśli to jest odpowiedź jaką dostajemy, to ludzie będą gonić Benedicta po ulicy". Jeśli wspominałem o "Sherlocku" przy mówieniu o "Doktorze Who", otrzymywałem te wielkie okrzyki - to wtedy uświadomiłem sobie, że to zbliża się do poziomu "Doktora Who".

W ubiegłym sezonie pozostawiliście wiele pytań po wydarzeniach "The Reichenbach Fall". Jako scenarzysta i producent, czy dążysz do cliffhangerów przy każdej nadarzającej się okazji?

Tak, myślę, że to świetny sposób, aby sprawić, że ludzie powrócą w przyszłym tygodniu czy przyszłym roku czy za dwa lata. Myślę, że cliffhangery są dobre. Możesz zrobić zbyt wiele ich i nie sądzę, że jesteś w stanie zrobić je wszystkie przez cały czas, ale ponieważ zakończyliśmy pierwszy sezon z cliffhangerem - gdzie ludzie zrobili wielkie zamieszanie wokół tego, a ja nie myślałem, że to jest tak duże - po prostu postanowiłem zrobić cliffhanger w drugim sezonie. Nie możesz robić tego za każdym razem, my nie będziemy, ponieważ to staje się monotonne i przewidywalne. Oczywiście to ekscytujące dla widzów, że wciąż jest szum o serialu i myślisz o nim, w przeciwieństwie do tego, że serial zanika.

Czy jest wyzwanie w tym, stworzyć idealny moment, o którym ludzie będą mówić całymi miesiącami?

Nie sądzę, że istnieje szczególny przepis na to, nie. Jeśli byłby przepis, to byłoby przewidywalne i bardzo oczywiste. W różnych momentach historii, szukasz sposobu, aby zaangażować i szokować widzów. Chcę zrobić koniec, który pozostanie z ludźmi, o którym ludzie będą myśleć. Nie sądzę, że mam szczególne podejście do tego.

Sezony "Sherlocka" są dość krótkie w porównaniu z innymi dramatami telewizyjnymi. Jak wielka wola jest w tym, aby zakończyć to i rozszerzyć sezon do czegoś więcej niż trzy 90-minutowe odcinki?

Co działało nam tak dobrze to 90 minut, które robimy tak często. To pracowało również niezwykle dobrze jako formuła dla nas. To przedłużona żywotność serialu. Jeśli robilibyśmy dłuższe sezony "Sherlocka", to byłby już teraz koniec i gwiazdy nie byłyby dostępne. Ale ponieważ robimy krótkie sezony, "Sherlock" może istnieć przez bardzo długi czas. To stężenie jakości a nie duża liczba odcinków jest naszym celem. To jest jak serial bez wypełniacza, co staramy się robić.

Czy to jest to co myślisz, że telewizja powinna zrobić w przyszłości?

W przyszłości, dlaczego nie? Wszystko zmieni się ogromnie. Możemy ponownie sobie wyobrażać jaka telewizja będzie. To wszystko będzie ściągane, to będzie na wszystkich iPlayerach i tego rodzaju rzeczach. Moje dzieci nawet nie oglądają swoich telewizorów, one oglądają to co ściągnęły na swoje iPlayery, więc ta generacja - która ma tylko dziewięć, dziesięć lat na dorośnięcie - nie będzie nawet oglądać telewizji w sposób w jaki my to robimy. Tradycyjny model serialu telewizyjnego jest taki, że robisz to przez około pięć lat i masz wielką liczbę odcinków, jesteś całkowicie wypompowany przez to i odchodzisz nie mając nigdy do czynienia z tym ponownie. To nie jedyny model. Dlaczego nie zrobić serialu, który będziesz tworzyć przez 20, 30 lat - znacznie bardziej rozłożony? Dlaczego nie zrobić tego w ten sposób? Serie powieści działają w ten sposób, serie filmów o Jamesie Bondzie są robione bardzo dobrze w ten sposób. Dlaczego robisz wszystko tak, aby liczyła się ilość? Po części dlatego, że ten model istnieje w Ameryce, więc tak prawdopodobnie będzie nadal. Nie sądzę, że to pozostanie takie same. To może pozostać takie same.

Czy fakt, że ludzie konsumują treści na iPadach i urządzeniach mobilnych wpływa na sposób w jaki kręcisz "Sherlocka"?

Ogólnie rzecz biorąc, jedyny sposób w jaki to wpłynęło to jak kręcimy wizualnie to, że standardy muszą być o wiele wyższe i tak rzeczywiście jest. To muszą być filmy, jakby miały iść do kina, ponieważ ekrany - czy to iPad czy jakiś twój wielki, kochany ekran telewizyjny - są o wiele lepsze niż były tak, że nie może być estetycznego rozróżnienia między tym co jest wystarczająco dobre dla kina i co jest wystarczająco dobre dla ekranu telewizyjnego. I nie ma nic więcej. To będzie się zmieniać w sposób, którego nie przewidujemy. Kolejne pokolenie nie będzie miało pojęcia o ramówce stacji czy kiedy powinni oglądać telewizję czy kiedy telewizja myśli, że powinniśmy to robić. To będzie bardzo inny świat i myślę, że lepszy.

Wracając do pierwszych dwóch sezonów "Sherlocka", czy był moment, który zdefiniował jaki serial będzie?

Prawdopodobnie. Kręciliśmy najpierw "The Great Game", który był trzecim odcinkiem w pierwszym sezonie, a tam była scena pod koniec "The Great Game", gdzie [Jim] Moriarty [w tej roli Andrew Scott] pojawił się po raz pierwszy i musieliśmy zmontować to razem bardzo szybko. To było w pierwszym tygodniu [produkcji]. To było po prostu tak elektryzujące i ekscytujące. To nie znaczy, że myśleliśmy, że to będzie wielki przebój, myśleliśmy, że robimy świetny serial telewizyjny i to będzie miało 3 miliony widzów i kilka nagród. Nie sądziliśmy, że mamy 15 milionów widzów i 60 nagród.

Co zmieniło się najbardziej od początku do miejsca, gdzie serial jest teraz?

Jestem bardzo zaskoczony tym jak emocjonalny Sherlock się stał. Ludzie zaangażowali się bardzo mocno. Ludzie mieli złamane serca przez Sherlocka, co może być pierwszy raz od czasu stworzenia oryginalnych historii. Ludzie stali się bardzo emocjonalni przez to. Nawet w komediowej scenie [z wesela Watsona z trzeciego sezonu], którą pokazaliśmy [na Comic-Conie] ludzie pociągali nosem w czasie mowy Sherlocka. To ciekawe. Również ma tak wiele fanek, czego sobie nigdy nie wyobrażałem, a to dlatego, że wiktoriańskim damom podobał się sposób w jaki Sherlock wyglądał. [Śmiech] Więc myślałem, użyć tego masowego ekscytującego, dosyć przystojnego mężczyzny, który może dostrzec prawdę w twoim sercu i nie mieć żadnego interesu... oczywiście, będzie bogiem seksu! Myślę, że dobrze stworzyliśmy tą postać. Myślę, że nasze fanki wszystkie wierzą, że to one będą tą jedyną, która stopi ten lodowiec. Wszystkie są w błędzie, nic nie stopi tego lodowca.

Byliście zaskoczeni z Benedictem w roli głównej i nawet Martinem jako Watsonem?

Kiedy obsadziliśmy Benedicta - i to jest absolutna prawda - ludzie byli jak: "Powinieneś wziąć kogoś bardziej przystojnego".

Naprawdę?

O Boże, tak. Absolutnie! Ponieważ jest trochę dziwnie wyglądającym mężczyzną. Jeśli spojrzysz na niego - jego karierę przed "Sherlockiem" - on grał Stephena Hawkinga, grał nieprzyjemnych ludzi, nie grał głównych ról. Każdy pokochał pomysł Benedicta jako Sherlocka Holmesa, ponieważ jest wybitnym, szanowanym aktorem - nie był łamaczem serc w ogóle. A jednak, w jakiś sposób, założył ten płaszcz i szalik, który przemienił go w łamacza serc. Jeśli spojrzysz na niego od pierwszego do drugiego sezonu to staje się bardziej widoczne. Ona na pewno staje się bardziej dziarski. Jest jakość postrzegana w sukcesie, która sprawia, że ludzie są bardziej atrakcyjni. [Śmiech]

Na co czekasz z niecierpliwością, aby widzowie zobaczyli w trzecim sezonie?

Jesteśmy podekscytowani wszystkim. Pierwszy odcinek [zatytułowany "The Empty Hearse"] jest absolutną rewelacją. To spotkanie między Sherlockiem i Watsonem, a także rozwiązanie zagadki. To zabawne, poruszające i ma szybkie tempo, a to ma jedną z moich ulubionych scen jakie kiedykolwiek zostały napisane w "Sherlocku". Drugi odcinek jest bardzo innym odcinkiem, dość innym od jakiegokolwiek Sherlocka, którego widzieliśmy: Watson bierze ślub. To jest takie niezwykłe, a Mark i ja byliśmy bardzo podekscytowani przez to. Nie sądzę, że jest tajemnica w tym przez pierwsze pół godziny. Ten klip, który pokazaliśmy [na Comic-Conie] z mową ślubną i Sherlocka jak jest zmieszany będąc drużbą, wiele odcinka pochodzi z tego punktu widzenia: Sherlock, czując się nieswojo w tej roli, stara się poradzić z masową społeczną sytuacją, do której nie jest naprawdę idealny. Odkąd byłem małym chłopcem, zawsze chciałem to zrobić. To było oczywiste, że dr Watson miał tylko jednego przyjaciela i Sherlock Holmes musi być jego drużbą. Jakie to było? Myślę, że dostarczyliśmy to elegancko. Mamy nowe złoczyńcę [Charlesa Augustusa Magnussena, w tej roli Lars Mikkelsen] i mam nadzieję na zatrzymujący serce finał. Chciałbym powiedzieć, żę złamane serce i emocje pozostaną takie same, ale to chyba jest zabawniejsze. Myślę, że Benedict i Martin są zrelaksowani w swoich rolach i to chyba najzabawniejszy Sherlock Holmes jaki kiedykolwiek był.

Jak wiele dyskusji było między tobą i Markiem o tym jak podejść do spotkania Sherlocka i Watsona?

To była wielka sprawa. Rozmawialiśmy o tym w nieskończoność jak mamy to zrobić. Obaj ślęczeliśmy nad tymi momentami jak sobie w tym poradzić, ponieważ to było brakujące ogniwo w oryginalnych historiach, gdzie chodziło o to co dr Watson myślał o tym? To poruszające i bolesne dla Johna, gdzie uświadamia sobie, że nim kompletnie pogrywano, ponieważ widział to poprawnie, na koniec "The Reichenbach Fall", to było zupełnie mrożące krew w żyłach, ponieważ uświadamiasz sobie, że Sherlock został wyautowany przez Moriarty'ego, a potem w ostatniej klatce, uświadamiasz sobie, że on wyautował każdego - w tym Moriarty'ego, który nigdy nie był nawet trochę w stanie mu dorównać i wykorzystał trzech starych przyjaciół do zrobienia tego. To może być ulga, zobaczenie go żywego... ten człowiek wraca i oczekuje, że świat pozostanie dokładnie taki sam jak ten, który opuścił.
 



Kategorie: Spoilery Wywiady Telewizja 
Seriale: Sherlock 

Zobacz również: