rhona
| 16-04-2012, 20:48:10
Jeff Lindsay, jako pisarz, strzelił w dziesiątkę pierwszą częścią swojej powieści o Dexterze, seryjnym mordercy, który pracuje dla policji w Miami. Książka później przekształciła się w popularny serial stacji Showtime.
Lindsay od zawsze był chłopakiem z Florydy. Dziś mieszka tam ze swoją żoną, Hilary Hemingway, bratanicą słynnego Ernesta.
- Pisałeś książki już wcześniej, ale przebiłeś się dopiero historią Dextera. Co spowodowało różnicę?
- Nie mam pojęcia. Nie chciałbym być nieśmiały, ale sądzę, że to było jak długotrwałe próby zapalania zapałek w rzęsistym deszczu…
- Czy to prawda, że nikt nie chciał pierwszy podjąć się wydania Dextera?
- Mieliśmy z żoną wspólnego agenta. Wysłałem mu rękopis, a on zostawił go na podłodze swojego biura i przez rok nawet do niego nie zajrzał.
Chodziłem od agenta do agenta, od wydawcy do wydawcy. Wszyscy to odrzucali i nie sądzę, że ktokolwiek wcześniej przeczytał więcej, niż cztery strony, a w tej książce dopiero w ostatnim wersie pierwszego rozdziału można się zorientować, o co tak naprawdę chodzi. Ale nikt tak daleko nie dotarł.
To zajęło mnóstwo czasu i wszyscy się poddali. Ja w szczególności. Moja żona mówiła: „To jest ta książka, ta jedyna, musisz zmienić agenta”. A ja odpowiadałem: “Daj mi spokój”.
Wreszcie dostałem list od Nicka Ellisona, mojego obecnego agenta, który był tak pochlebny, jakby napisała go moja matka. I żelazo stopniało. Pierwszy agent, który nigdy nie zajrzał do książki, zadzwonił do Nicka i spytał, czy to ta sama książka. „Tak”. „Jasna cholera” – tyle tylko mógł powiedzieć.
Zemsta smakuje słodko.
- Odkryłem, że serial o Dexterze jest nieco inny niż twój Dexter – może nieco bardziej sympatyczny, choć pewnie jest to tylko różnica między postacią zrodzoną w twojej głowie, a osobą żyjącą, oddychającą istotą ludzką. Czy ta różnica cię drażni?
- Pierwsze słowa, które Michael C. Hall powiedział przed kamerą, były – według mnie – doskonałe. Teraz, w miarę postępu w powstawaniu serialu, Michael musi wciąż być zainteresowany, na wypadek, gdyby chcieli wykorzystać jeszcze to, czy tamto. Niech Bóg go błogosławi. Proszę, Boże, spraw, aby Michael nie znudził się zbyt szybko.
Prawdą jednak jest, że serial coraz dalej odchodzi od książki, bo bohater coraz mniej przypomina socjopatę. Socjopaci nie mają uczuć, po prostu nie mogą ich mieć. A to jest bardzo ciężkie dla aktora.
- Czy serial podniósł sprzedaż książek?
- Absolutnie. Bez wątpliwości. Przez pierwsze lata emisji serialu byłem w pierwszej trzydziestce na listach Amazon. Nie mogę żałować. To wciąż dobry serial, podobny do tego, z czym zaczęliśmy, podobny do moich idei. I tak długo, jak miewa się świetnie, nie mogę żałować.
Zawsze są jakieś sprawy. To telewizja i oni mają swoich scenarzystów. Na początku sezonu drugiego, znaleźli ciała na głębokości około tysiąca metrów. Chodź ze mną na wybrzeże Miami, znajdź miejsce o takiej głębokości i przekonaj mnie, że możesz tam wrzucić zwłoki. A później pokaż mi seryjnego mordercę tak mądrego, jak Dexter, który mógłby to robić. To jest właśnie telewizja.
- Zrozumiałem to, kiedy pojawił się John Lithgow, jako seryjny morderca, który sprawił, że Dexter wydał się być niewiniątkiem. Prawie słyszałem, jak mówią: „Zestawmy Dextera z kolesiem tak przerażającym, że przy nim Dexter wyda się być sympatycznym”.
- Gdybym ja stworzył w książce postać, którą kreował John Lithgow, byłoby to zbyt banalne i głupie, wyleciałbym z listy bestsellerów. Ale jeśli pozwolisz stworzyć ją Lithgowowi, jest fantastycznie. To właśnie różnice między mediami – wspaniały aktor może kreować rzeczy banalne i nieprawdopodobne tak, że zdają się mieć sens.
- Czy kiedykolwiek czułeś, że rywalizujesz z serialem?
- Nie. Oglądam serial, który wcale nie jest mój. Po prostu patrzę na program, który lubię. Kiedy piszę o Dexterze, jestem wewnątrz jego głowy. Jak aktor, który kreuje postać Króla Leara, mógłby powiedzieć ci, że nic nie ma wpływu na jego grę, bo on siedzi w głowie króla.